Artykuł

Benedykt Krzysztof Peczko

Benedykt Krzysztof Peczko

Polityka, media i "rzeczywistość" cz. 1.


Wprowadzenie


Kiedy dysponujemy wiedzą na temat NLP i rozwinęliśmy choćby podstawowe umiejętności, jakich ono dostarcza, to warto stosować je następnie we wszelkich dziedzinach naszego życia. Jedną z nich jest system społeczny, w jakim żyjemy, i który nieustannie wywiera na nas wpływ. Jesteśmy zanurzeni w tym środowisku i szybko się przyzwyczajamy do panujących w nim warunków. Mechanizm przystosowania powoduje, że nasze środowisko i działania składających się na nie osób, instytucji i organizacji, w tym środków masowego przekazu oraz sposobów, w jakie one na nas oddziałują, traktujemy jako zupełnie naturalne elementy życia codziennego. Wpływ tego środowiska jest przeogromny. Kształtuje ono naszą ogólną mapę świata, a także mapy poszczególnych sytuacji i zdarzeń. Często czyni to celowo i w sposób zaplanowany. Chciałoby się powiedzieć – profesjonalny. Ma to oczywiście służyć realizacji pozytywnych intencji autorów tego wpływu. Jest to zupełnie zrozumiałe z punktu widzenia NLP. Tylko, czy aby sposoby realizowania tych pozytywnych intencji zawsze są ekologiczne? Czy respektują odmienność, indywidualność, potrzeby, systemy wartości czy godność nas jako jednostek?

Już od dłuższego czasu przykuwa moją uwagę, w jaki sposób i w jak szerokim zakresie stosowane są przez media narzędzia komunikacji (w tym hipnotycznej), które kiedyś znane i dostępne były przede wszystkim profesjonalistom różnych dziedzin pomagania. Dzisiaj żadne standardy czy kodeksy obowiązujące psychologów, psychoterapeutów, a nawet neuropsychologów i innych specjalistów nie są w stanie powstrzymać powszechnego przejmowania przez politykę i biznes zaawansowanej wiedzy i metodologii np. z zakresu komunikacji, motywacji, podejmowania decyzji, wspomnianej już hipnozy itd. Co więcej, niektóre badania z tych dziedzin są wręcz zlecane uczelniom (np. Uniwersytetowi Kalifornijskiemu w Los Angeles – UKLA) lub innym placówkom badawczym np. przez polityków czy biznes, jak ma to miejsce w przypadku tzw. "neuro-marketingu". Jego głównym zadaniem jest – w uproszczeniu – poszukiwanie tego "guzika" w mózgu, którego "przyciśnięcie" będzie powodowało automatyczną reakcję w postaci dokonania zakupu danego produktu (także wtedy, gdy tym produktem jest kandydat w wyborach). Chodzi o określenie takich bodźców (opakowanie, zestaw kolorów, zapachów, kształtów, tło, itd.), wobec których klient nie może się oprzeć, a jego ręka sama wyciąga się po towar. Służą temu m.in. najnowsze odkrycia naukowe.

Intensywne badania obejmują m.in. emisyjną tomografię pozytonową (PET) i funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI). Obie metody sprawdzają aktywność poszczególnych ośrodków mózgu np. podczas emisji spotu przedwyborczego, albo reklamy komercyjnej. Zwróćmy uwagę na to, że speców od politycznego PR interesuje głównie "opakowanie", zewnętrzny wizerunek i hasła, które powodują, że obywatele dokonują wyboru na poziomie starszych ewolucyjnie i niepodlegających bezpośredniej kontroli obszarów mózgu. W centrum zainteresowania jest m.in. ciało migdałowate, odpowiedzialne za reakcje na zagrożenie i uczucie lęku – bardzo pierwotne i ważne dla przetrwania. Chodzi o to, aby obywatele dokonywali mimowolnego wyboru, zanim uruchomi się ich szara kora mózgowa, odpowiedzialna za racjonalne myślenie (Tiertney J., "Prześwietlić mózg wyborcy", Forum, 5-11.07.2004, s. 54-56). Potem oczywiście wyborcy mogą sobie dowolnie racjonalizować dokonany wybór. Tym samym programy polityczne, czy rzeczywiste wartości (lub ich brak), reprezentowane przez polityków i całe partie schodzą na dalszy plan lub są fasadowym dodatkiem do wizerunkowej siły wpływu. "Charyzma" zaczyna mieć wówczas charakter głównie zewnętrzny i jest dziełem pracy sztabu specjalistów zajmujących się psycho-fizjologią percepcji, podejmowania decyzji, emocji itd. Nic więc dziwnego, że nasz rodzimy speed doctor, Piotr Tymochowicz oznajmił kiedyś, że "wszystko jedno, czy sprzedaje się tabletki Corega Tabs do czyszczenia protez zębowych, czy wizerunek polityka, bo w gruncie rzeczy chodzi o opakowanie". A jakie znaczenie w tym podejściu ma to, co faktycznie reprezentuje sobą dany kandydat? "Specjaliści" raczej nie tracą czasu na zadawanie takich uciążliwych pytań, bo "klient nasz pan, a czas to pieniądz".

A tak przy okazji, podobna walka toczy się o konsumentów, dlatego w USA powstały specjalistyczne ośrodki, zajmujące się neuromarketingiem. Do najstarszych w USA należą Brighthouse Institute of Thought Science i Mind Marketing Laboratory. Ich szczytne cele obejmują m.in. odpowiedź na pytanie, dlaczego konsumenci w większości przypadków wybierają coca-colę, a nie pepsi? W Wielkiej Brytanii technologię fMRS sprzedano m.in. koncernom Unilever i McDonald’s. Z kolei Lockheed Martin, zleceniobiorca resortu obrony USA ma badać zastosowanie skanowania mózgu na odległość, co pozwoli na zdalny wgląd w to, co dzieje się w głowach ludzi, bez ich wiedzy i zgody. Technologia tego rodzaju rozwija się w bardzo szybkim tempie (Chris Gourlay, Psychic Computer Shows Your Thoughts on Screen,Global Research, 10.11.2009, http://www.globalresearch.ca/index.php?context=va&aid=16006). Badania tego typu są dosyć kosztowne, bo drogie też jest wynajęcie PET i fMRS. Np. jedno badanie z udziałem 30 ochotników przeprowadzone przez Brighthouse kosztowało 250 000 $. Ale cóż to jest w porównaniu z ceną wiedzy nt. tego, jak przy pomocy odpowiedniej reklamy i designu produktu/usługi omijać świadomą kontrolę i racjonalną ocenę sytuacji u konsumentów. Skłonienie ich do tego, by odruchowo kupowali oraz aby w dodatku uwierzyli, że potrzebują tego, co kupili, niezależnie od tego, czy jest tak rzeczywiście, czy nie – to przecież marzenie większości producentów, usługodawców i handlowców. Więc będą gotowi zapłacić "specom" ile tamci zażądają (Burne J., "Pokaż kotku, co masz w środku", Forum, 5-11.07.2004, s. 56-58).

Szczególną rolę w tworzeniu obrazu świata w ogóle, a także pojedynczych zdarzeń, sytuacji, stosunków społecznych czy osób odgrywają dziś media. Stanowią one wyjątkową siłę oddziaływania, na którą zwracał uwagę już Albert Bandura, od którego NLP przejęło, rozwinęło i zoperacjonalizowało ideę modelowania. Zdaniem Bandury wiele dawnych źródeł modelowania społecznego (rodzice, nauczyciele, autorytety plemienne, autentyczni bohaterowie itp.) zostało obecnie zastąpionych właśnie przez media, szczególnie przez telewizję. Tak więc, idąc za myślą Bandury, modelowanie bezpośrednie zostało w znacznym stopniu zastąpione przez modelowanie symboliczne. Widzowie, słuchacze i czytelnicy (zwłaszcza młodzi) dziś są skłonni w większym stopniu wzorować się np. na promowanych kreacjach uczestników tzw. "reality show" (choć z "reality" nie mają one wiele wspólnego; polecam doskonały film "Show" z Cezarym Pazurą w roli głównej). A także na aktorach widzianych przez pryzmat ich medialnego wizerunku oraz innych idolach i celebrytach wszelkiej maści.

Obecnie często określa się media mianem "czwartej władzy". Obok ustawodawczej, wykonawczej i sądowniczej. Są jednak i tacy, którzy uważają, że jest to "pierwsza władza", od której zależą losy polityki i polityków, biznesu i biznesmenów, a często także innych osób. Z jednej strony media zależą od poparcia polityków, od zaangażowania biznesu, a z drugiej – same wywierają wpływ na te sfery, pozytywny lub negatywny ("czarny PR" lub PR “idealizujący"). Z jednej strony, jak to się czasem określa, są propagandową "tubą" polityków, dominujących ideologów, wszelkiego rodzaju lobby itd. Z drugiej – same lansują preferowane przez siebie poglądy polityczne i wywierają naciski na sferę polityczną, kształtują ją także w opinii publicznej. Z jednej strony media czerpią niewyobrażalne dla przeciętnego obywatela profity od reklamodawców, z drugiej – same są dziedziną biznesu i kierują się jego regułami. W kapitalizmie to zupełnie zrozumiałe. Chodzi tylko o zachowanie odpowiednich proporcji, a niestety dbałość o zyski wydaje się nader często przeważać w mediach nad poziomem programów i tekstów oraz ich rzetelnością. Chyba trudno znaleźć inną branżę, która byłaby tak jak media i w tak dużej skali uwikłana w konflikty interesów (może poza farmacją, biotechnologią, a ostatnio także klimatologią). W tym także konflikty pomiędzy misją społeczną, jaką media są z definicji zobowiązane pełnić wobec ich odbiorców (uczciwe i rzetelne informowanie społeczeństwa o różnorakich aspektach sytuacji w kraju i na świecie), a korzyściami materialnymi, "presją rynku", przychylnością polityków, stopniem oglądalności, tzw. "poprawnością polityczną" itd.

Kierując się "regułami rynku" i swoim programem ideologicznym, główne media praktycznie przestają pełnić funkcję kulturotwórczą i informacyjną. Często, niestety, tworzą antywzorce i antykulturę oraz służą dezinformacji. Oglądalność, a więc sprzedaż i zyski dominują nad zawartością merytoryczną tekstów i programów. Jak to określił jeden z dziennikarzy upadłego przed laty czasopisma "Ozon" w rozmowie prywatnej ze mną: "Lepiej sprzedają się teksty agresywne, więc redakcja preferuje je i taka jest jej polityka. Ja dostarczam materiały, ale redakcja opracowuje je tak, aby pasowały do przyjętej polityki". Nasza rozmowa dotyczyła paszkwilu nt. NLP opublikowanego w tym piśmie, w którym niestety została także wykorzystana jedna moja wypowiedź wyjęta z kontekstu – w celu potwierdzenia założeń przyjętych przez redakcję. Drobny epizod. Jednak ten przykład (zresztą jeden z wielu w naszych kontaktach z mediami) dobrze streszcza ogólnie przyjęty styl uprawiania dziennikarstwa i funkcjonowania mediów. "Wszystko na sprzedaż", jak głosi tytuł słynnego filmu. Także etyka, sumienie i odpowiedzialność, jeśli tylko przyciągnie się odbiorców, odpowiednio dużo się na tym zarobi i zyska poklask rządzących, sponsorów, reklamodawców i innych wpływowych środowisk. Tego rodzaju współzależności mediów z polityką i biznesem sprawiają, że hasło "niezależne media", szczególnie w odniesieniu do ich głównego, prominentnego nurtu, nie ma obecnie żadnego pokrycia w realiach.

Dlaczego media nazywane są niekiedy "pierwszą władzą"? Bo po pierwsze w przeciwieństwie do rządu ich władze nie są wybierane demokratycznie. Są mianowane przez tych, którzy posiadają władzę (media publiczne) lub mianują się same (media prywatne) i w ten sposób zdobywają władzę.

Po drugie, szczególnie media prywatne nie podlegają żadnej kontroli społecznej, lecz z kolei usiłują taką kontrolę narzucać społeczeństwu, a środki mają ogromne. Dla przykładu można przytoczyć "imperium" medialne Ruperta Murdocha, który skupia w swoim ręku tak wiele kanałów telewizyjnych, prasowych, wytwórni filmowych itd., że uchodzi wręcz za największego potentata tej branży. Co to oznacza dla merytoryki? Ano to, że wszystkie należące do niego media, w różnych krajach i na różnych kontynentach, realizują konsekwentnie ideologię narzuconą przez właściciela. Murdoch jest zatwardziałym republikaninem, reprezentującym najbardziej konserwatywną frakcję. Poprzez wszechstronne poparcie dla George’a W. Busha znacząco przyczynił się do umacniania pozycji tegoż prezydenta, w tym także do jego reelekcji. Media Murdocha intensywnie propagowały także wojnę przeciwko Afganistanowi i Irakowi, urabiając opinię publiczną. To olbrzymia władza. (Z łatwością możemy znaleźć analogie do polskich "magnatów" medialnych, którzy również dzięki rozległym i głębokim powiązaniom ze światem polityki i biznesu, w skali kraju mają gigantyczny wpływ na opinię społeczną, z czego obywatele najczęściej nie zdają sobie sprawy).

Ale w kwestiach etyki biznesu Murdoch nie jest już tak konserwatywny. Wielokrotnie bowiem stosując nieuczciwe metody, z premedytacją i w sposób pozbawiony najmniejszych skrupułów doprowadzał do upadku i/lub do przejęcia mediów konkurencji, a nawet swoich partnerów. Poziom cenzury w jego mediach, jaki opisują pracujący dla niego w przeszłości dziennikarze jest podobny do najbardziej totalitarnych systemów. A konsekwencje dla odbiorców? Dla kraju? Dla świata? Każdy może sam sobie na to odpowiedzieć. I taki oto człowiek oraz armia starannie wyselekcjonowanych, poddańczo uległych dziennikarzy skupia w swoich rękach m.in. gazety The Sun, New York Post, The Times, Daily News, stacje telewizyjne British Sky, wytwórnie filmowe Metromedia, Sky Channel, Twentieth Century Fox Film Corporation i inne. Poprzez swoje imperium Murdoch kontroluje wiele znanych kanałów, jak Fox News, Fox Life, National Geografic i wiele innych.

Po trzecie media dostarczają bardzo starannie przygotowanych konstruktów, map, które przeciętni ludzie traktują jak rzeczywistość. Np. każdy materiał filmowy dostarcza swego rodzaju synestezji, nakłada na siebie bodźce różnych zmysłów, które tworzą zlepki systemów reprezentacji, nieświadomie traktowane przez odbiorców jako rzeczywistość. Jak wiemy z NLP (i nie tylko), odbiorca tworzy wewnętrzne reprezentacje tego, co widzi, słyszy lub o czym choćby czyta. W przeciwnym razie nie mógłby rozumieć komunikatów. Z kolei organizm reaguje na te reprezentacje tak, jak reaguje na zdarzenia, których jest się faktycznym uczestnikiem lub obserwatorem, których doświadcza się fizycznie. Media dostarczają gotowych, wielozmysłowych, silnie absorbujących reprezentacji, które tworzą wybiórcze, zamierzone przez autorów skojarzenia i emocje. Dlatego media to "władcy umysłów", którzy perfekcyjnie kreują własne wersje "faktów". Jak wiemy, "fakty medialne" żyją swoim własnym życiem, niezależnie od późniejszych "twardych" weryfikacji. W ten sposób media sprawują "rząd dusz" do realizacji celów własnych i swoich popleczników. Czynią to w sposób bezwzględny, choć uznany za “naturalny" w tej branży.

Nic więc dziwnego, że słowu "media" tak często towarzyszy drugie – "manipulacja". Nawiasem mówiąc, to absurdalna sytuacja, gdy np. manipulujące na lewo i prawo media oskarżają o manipulację NLP i oburzają się na nie "w imię dobra obywateli".

Wielu znajomych dziennikarzy zwraca uwagę na przemiany, jakie dokonały się w ich branży na przestrzeni lat. Stopniowo zaczęło zanikać dziennikarstwo "faktu". Media dostarczają coraz mniej informacji bezstronnych, po prostu relacjonujących wydarzenia. Zamiast tego obywatele są karmieni opiniami na temat tych zdarzeń. Zamiast opisów dostajemy spreparowane po myśli decydentów medialnych interpretacje, komentarze, oceny, wszelkiego rodzaju przeróbki. Np. zamiast dosłownej wypowiedzi danego polityka, umieszczonej w stosownym kontekście tematycznym i sytuacyjnym, możemy znaleźć "wyjaśnienia" dziennikarza, co ten ktoś "powiedział". Albo wypowiedź innego polityka na temat wypowiedzi tamtego, itd. Plus ocenę – "jaki wspaniały", albo "jaki be". Plus "racjonalne" uzasadnienie, argumenty itd. Jakby odbiorca zupełnie nie był w stanie wyrobić sobie samodzielnej opinii na dany temat, jakby był niedorozwinięty umysłowo i trzeba mu było wykonać bezpośrednią kroplówkę z "odpowiednio" przetworzonych wiadomości.

Wygląda na to, że media dążą do tego, abyśmy rozumieli np. wypowiedź X tak, jak chcą one same (i ich poplecznicy). W NLP taki zabieg określa się mianem "przeformułowania znaczenia" (meaning reframing). Tylko, że w profesjonalnym NLP stosuje się tę metodę w celu uelastycznienia myślenia, oderwania się od fiksacji na problemie i skierowania uwagi na możliwe rozwiązania itd. Natomiast media służą swoim własnym celom. Jeśli odbiorcy dosłownie przyjmują taki przekaz – a tak się dzieje w wielu przypadkach – i na jego podstawie tworzą swoje reprezentacje zmysłowe, a także przekonania, to natychmiast dołączają do tego odpowiednio ukierunkowane emocje. W efekcie nie tylko pojedyncze opinie, ale także bardziej całościowe nastawienia są w ten sposób przez media sprawnie urabiane. W NLP wiemy, że raz ukształtowane przekonanie, ma tendencję do potwierdzania i podtrzymywania samego siebie. Zaczyna pełnić rolę filtru percepcyjnego, który określa charakter selektywności naszego spostrzegania i myślenia, a w efekcie także podejmowania decyzji i działań (jak np. podczas wyborów, referendów, zakupów itp.). Przekonania zapewniają m.in. poczucie orientacji w świecie, a przez to zwiększają także poczucie stabilności i bezpieczeństwa. Dlatego weryfikacja swoich przekonań rodzi dyskomfort, a nawet poczucie zagrożenia. Dlatego tak trudno tego dokonać, także w przypadku przekonań ograniczających, bo również one - paradoksalnie - generują przeświadczenie o tym, że “wiemy, jak się sprawy mają, choćby miały się źle". Specjaliści zatrudniani przez media doskonale o tym wiedzą i potrafią to wykorzystać.

Tu należy się hołd wszystkim dziennikarzom, którzy często mimo presji środowiska pełnią swoją misję sumiennie, często z narażeniem swojej kariery, a nawet życia. Tym, którzy nie ulegają politycznemu, biznesowemu i medialnemu lobby; którzy wbrew dziennikarskiemu owczemu pędowi i służalczości, pozostają wierni swoim wartościom i starają się informować społeczeństwo o tym, co przez ich kolegów po fachu jest traktowane jako temat tabu. Można przytoczyć choćby przykład polskich dziennikarzy śledczych, którzy ujawnili aferę "łowców skór" w pogotowiu łódzkim. Czy dziennikarzy amerykańskich i meksykańskich tropiących tajemnicę masowych mordów młodych kobiet w mieście Juarez (ok. 2 lata temu ich liczba była szacowana przez lokalne media na 5 000). I to wbrew represjom ze strony władz USA i Meksyku (polecam oparty na faktach film "Miasto śmierci" z J. Lopez i A. Banderasem w rolach głównych). Czy Annę Politkowską, która bezpardonowo odsłaniała kulisy wojny Rosji przeciw Czeczenii, co przypłaciła życiem (tylko za rządów W. Putina w Rosji "nieznani sprawcy" zamordowali już kilkudziesięciu niepokornych żurnalistów – zob. np. http://www.ithink.pl/artykuly/hyde-park/moim-zdaniem/media-i-demokracja-po-rosyjsku/). Czy dziennikarzy, którzy po prostu na co dzień sumiennie wykonują swoją pracę, lecz to nie oni zazwyczaj są "w świetle reflektorów", ponieważ tam miejsca zajęte są przez "dyżurne medialne ikony". Takich przykładów jest wiele, lecz mimo to są one jak "rodzynki" w tym medialnym zakalcu, którym jesteśmy karmieni na co dzień.

Dlatego jest ważne, abyśmy pamiętali o tym wszystkim, gdy włączamy telewizor czy radio, albo gdy czytamy gazety. Oczywiście, jeśli zależy nam na zachowaniu wolności myśli i możliwie maksymalnej bezstronności. Korzystając z wiedzy i narzędzi NLP możemy np. zadbać wtedy o dysocjację, jeśli trzeba, to podwójną, a nawet wielokrotną. Nie jest to takie łatwe, bo media "grają" na emocjach i wartościach, a wykorzystując współczesną wiedzę o człowieku, potrafią multimedialnie "wciągać" widzów, słuchaczy i czytelników w serwowane przez siebie treści. Ale właśnie z tego powodu tak ważne jest utrzymanie metapozycji w stosunku do medialnego matrixu, w którym bezkrytycznie jest zanurzonych tak wielu obywateli.

Pomocne jest także porównywanie ze sobą doniesień na ten sam temat w różnych stacjach lub gazetach, najlepiej opozycyjnych w stosunku do siebie. Pomocny jest w tym także internet, w którym oprócz głównych mediów wypowiadają się także obszernie bardziej niezależne źródła. Dzięki temu widać wyraźnie, jak różnią się ich preferencje, sympatie i antypatie oraz jak łatwo i na jak różne sposoby konstruuje się "rzeczywistość". Z tego punktu widzenia pluralizm medialny jest szczególnie cenny, włączając w to najbardziej wyśmiewane i deprecjonowane stacje i pisma. Ponieważ skutecznie zapobiega on powstaniu ujednoliconej "papki medialnej", jak w przypadku wspomnianej korporacji Murdocha. Albo nie tak znowu odległych czasów PRL-u.

Warto też analizować zakłócenia meta-modelu, wszechobecne w mediach. A jak wiemy, owe zakłócenia, to z kolei wzorce modelu Miltona, czyli komunikacji pogłębiającej trans hipnotyczny i przekazującej sugestie hipnotyczne. Ani na chwilę nie możemy o tym zapominać, jeśli chcemy utrzymać krytyczny, trzeźwy stosunek do zalewu tzw. "informacji" płynących z mediów.

Warto też w takich sytuacjach za każdym razem tropić założenia – jawne i ukryte – które stoją za daną opinią, komentarzem, czy innym materiałem dziennikarskim. Pamiętajmy, że w większości przypadków dziennikarze i redakcje więcej przekazują informacji o sobie (swoich preferowanych mapach i dążeniach), niż o "relacjonowanych" zdarzeniach. Ale aby to widzieć, potrzebna jest właśnie metapozycja. Możemy też zadawać sobie pytania o cele przekazu, intencje, stan wewnętrzny nadawców itd. Oraz komu przynoszą one korzyści? A także, jakie znane nam techniki wykorzystywane są przez media? Przeformułowania i inne metody modyfikacji przekonań? Kotwiczenie? Technikę przerwanego wzorca? Przeciążanie świadomości? Operowanie submodalnościami? Tak, te oraz wiele więcej.

W następnych częściach zajmę się konkretnymi przykładami dokonywanej z punktu widzenia NLP analizy obecnych w polityce i mediach sposobów wywierania wpływu. Będę się starał przynajmniej częściowo odsłaniać to, co zwykle pozostaje przed odbiorcami zakryte. Przy okazji, to doskonałe ćwiczenie się w stosowaniu NLP. A ponieważ przekazy medialne są wszechobecne, to nieustannie też możemy trenować.






    Autor jest psychologiem, psychoterapeutą, certyfikowanym trenerem NLP, dyrektorem Polskiego Instytutu NLP, wiceprezesem Polskiego Stowarzyszenia Neuro-Lingwistycznej Psychoterapii (PS NLPt), autorem publikacji nt. psychoterapeutycznego zastosowania metafor i psychologii świadomości.
    Artykuł opublikowano na blogu Polskiego Instytutu NLP.




Opublikowano: 2010-06-17



Oceń artykuł:


Ten artykuł nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Skomentuj artykuł