Artykuł

Joanna Maciejewska

Joanna Maciejewska

Ciało obce, czyli psycholog w szkole


Doczekaliśmy czasów, gdy psychologia trafiła pod strzechy: nieomal każda gazeta zamieszcza rubrykę „psycholog radzi”, publiczne i niepubliczne przychodnie lekarskie dbają o to, by w szeregach zatrudnianych specjalistów znalazł się psychoterapeuta, a w telewizji prawie codziennie można usłyszeć wypowiedź czy komentarz psychologa do bieżących wydarzeń w życiu społecznym i publicznym. Nic więc dziwnego, że psycholog zagościł też w placówkach kształcących i wychowujących młode pokolenie Polaków czyli w szkołach. Długo można by wymieniać korzyści, jakie płyną z tego dla samej szkoły, nauczycieli, uczniów i ich rodziców. Ja jednak chciałabym spojrzeć na pracę psychologa szkolnego z punktu widzenia jego właśnie i postawić tezę, że stanowisko to w szkole domaga się ustalenia kryteriów i standardów wykonywania.

Nauczyciel-psycholog czyli problemy z tożsamością


Każdy psycholog w szkole (w ogóle w oświacie) zatrudniony jest na stanowisku nauczyciel – psycholog. Zgodnie z tą nazwą jest więc traktowany w całej oświatowej machinie. Tak więc przede wszystkim zmuszony jest do realizowania poszczególnych ścieżek awansu zawodowego. Rozpoczynając pracę w szkole otrzymuje tytuł stażysty i rozpoczyna drogę przez mękę o nazwie „awans zawodowy nauczyciela”. Awans zawodowy nie jest niczym złym, moim zdaniem bardzo dobrze wpłynął na jakość pracy nauczycieli i podnoszenie ich kwalifikacji, ale przeznaczony jest dla nauczycieli – do psychologa po prostu nie przystaje. Cała ścieżka awansu polega na udowadnianiu przez psychologa, że nie jest wielbłądem, podczas, gdy wszyscy wokół każą mu zabierać toboły i gnać przez pustynię. Zacznijmy od naszego stażysty. Na początku pracy w szkole przedkłada on dyrektorowi plan swego rozwoju zawodowego i zostaje mu przydzielony opiekun stażu, który w realizacji tego planu ma stażyście dopomóc. Opiekunem stażu nie jest jednak psycholog (nie znam szkoły, która zatrudniałaby dwóch psychologów), lecz nauczyciel, w najlepszym wypadku pedagog szkolny. Osoba ta, pomimo na pewno dużej wiedzy i bogatego doświadczenia zawodowego, nie ma tak naprawdę pojęcia o tym, jak swą pracę powinien wykonywać psycholog. Można szukać pomocy u doradcy metodycznego, ale i on w bardzo wielu wypadkach jest również pedagogiem. W myśl przepisów odnośnie awansu nauczyciel-psycholog, jak każdy stażysta, ma w trakcie trwania stażu:

  • uczestniczyć jako obserwator w zajęciach prowadzonych przez opiekuna stażu lub innych nauczycieli, w wymiarze co najmniej jednej godziny zajęć w miesiącu i omówić z prowadzącym obserwowane zajęcia;
  • prowadzić zajęcia z uczniami, w obecności opiekuna stażu lub dyrektora szkoły, w wymiarze co najmniej jednej godziny w miesiącu oraz omawiać je z osobą, w obecności której zajęcia zostały przeprowadzone;
  • uczestniczyć w wewnątrzszkolnych formach doskonalenia zawodowego nauczycieli - z uwzględnieniem specyfiki typu i rodzaju szkoły, w której odbywa staż.

Pytam, jakie to zajęcia ma obserwować i prowadzić psycholog, by uzyskać kompetentną pomoc i opinię ze strony opiekuna stażu i pozostałych osób? Która wewnątrzszkolna forma doskonalenia zawodowego odpowiada swą treścią temu, czym zajmuje się w swej pracy psycholog? Który dyrektor szkoły ma tak bogatą wiedzę z zakresu psychologii stosowanej, by oceniać ścieżkę rozwoju zawodowego i kompetencje psychologa? A to właśnie „...dyrektor szkoły w oparciu o projekt oceny opracowany przez opiekuna stażu oraz po zasięgnięciu opinii rady rodziców ustala ocenę dorobku zawodowego nauczyciela z uwzględnieniem stopnia realizacji planu rozwoju zawodowego nauczyciela ... i powołuje komisję kwalifikacyjną dla nauczycieli ubiegających się o awans na stopień nauczyciela kontraktowego, w skład której wchodzą: dyrektor (wicedyrektor), jako jej przewodniczący; przewodniczący zespołu przedmiotowego (wychowawczego), a jeżeli zespół taki nie został w tej szkole powołany - nauczyciel mianowany lub dyplomowany zatrudniony w szkole; opiekun stażu.” Podejrzewam, że żadna z tych osób nie ma zbyt wiele wspólnego z psychologią, niemniej jednak to one decydują, czy można psychologowi szkolnemu staż „zaliczyć”. „Po uzyskaniu akceptacji komisji w drodze decyzji administracyjnej dyrektor szkoły nadaje nauczycielowi stopień nauczyciela kontraktowego” i cała zabawa toczy się dalej.

Awans zawodowy to oczywiście nie jedyny formalny wymóg, z jakim musi się zmierzyć szkolny psycholog. Polonista naucza języka polskiego, matematyk – matematyki, katecheta wprowadza w świat religii, plastyk – w świat sztuki. Te i inne nauczycielskie specjalizacje mają jasno określone zadania, programy, zakres treści, ścieżki realizacji. Każdy dyrektor może łatwo sprawdzić, czy wykonują oni swoją profesję zgodnie z wymogami. Co powinien robić w szkole psycholog? Tu odpowiedź nie jest tak prosta i jednoznaczna. Z pomocą przychodzi Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej i Sportu z dnia 7 stycznia 2003 r. w sprawie zasad udzielania i organizacji pomocy psychologiczno-pedagogicznej w publicznych przedszkolach, szkołach i placówkach. Czytamy w nim, że „do zadań psychologa należy w szczególności:

  • prowadzenie badań i działań diagnostycznych dotyczących uczniów, w tym diagnozowanie potencjalnych możliwości oraz wspieranie mocnych stron ucznia;

  • diagnozowanie sytuacji wychowawczych w celu wspierania rozwoju ucznia, określenia odpowiednich form pomocy psychologiczno-pedagogicznej, w tym działań profilaktycznych, mediacyjnych i interwencyjnych wobec uczniów, rodziców i nauczycieli;
  • organizowanie i prowadzenie różnych form pomocy psychologiczno-pedagogicznej dla uczniów, rodziców i nauczycieli;
  • zapewnienie uczniom doradztwa w zakresie wyboru kierunku kształcenia i zawodu;
  • minimalizowanie skutków zaburzeń rozwojowych, zapobieganie zaburzeniom zachowania oraz inicjowanie różnych form pomocy wychowawczej w środowisku szkolnym i pozaszkolnym ucznia;
  • wspieranie wychowawców klas oraz zespołów wychowawczych i innych zespołów problemowo-zadaniowych w działaniach wynikających z programu wychowawczego szkoły i programu profilaktyki, o których mowa w odrębnych przepisach.”

Jak widać zakres obowiązków sformułowany jest dość szeroko i ogólnie. Myślę, że to dobrze, gdyż można dostosowywać swoje działania do potrzeb i warunków placówki, w której się pracuje oraz zgodnie z tym je akcentować. Dlaczego jednak Ministerstwo nie pozostawiło tyle swobody, jeżeli chodzi o formy tych działań? W Rozporządzeniu czytamy: „Pomoc psychologiczno-pedagogiczna w szkole jest organizowana w szczególności w formie:

  • zajęć dydaktyczno-wyrównawczych;
  • zajęć specjalistycznych: korekcyjno-kompensacyjnych, logopedycznych, socjoterapeutycznych oraz innych zajęć o charakterze terapeutycznym;
  • klas wyrównawczych, z zastrzeżeniem ust. 3;
  • klas terapeutycznych, z zastrzeżeniem ust. 4;
  • zajęć psychoedukacyjnych dla uczniów;
  • zajęć psychoedukacyjnych dla rodziców;
  • zajęć związanych z wyborem kierunku kształcenia i zawodu;
  • porad dla uczniów;
  • porad, konsultacji i warsztatów dla rodziców i nauczycieli”.

Czy trzymając się tej litery prawa psycholog może w szkole prowadzić terapię rodzinną? I, co może ważniejsze, czy może prowadzić terapię indywidualną dziecka? W rozporządzeniu mieści się ona pod nazwą „zajęcia socjoterapeutyczne oraz inne zajęcia o charakterze terapeutycznym”, a przecież takowe „organizuje się dla uczniów z dysfunkcjami i zaburzeniami utrudniającymi funkcjonowanie społeczne; zajęcia prowadzą nauczyciele posiadający przygotowanie w zakresie pracy o charakterze terapeutycznym lub socjoterapii; liczba uczestników zajęć wynosi od 3 do 10 uczniów. W szczególnie uzasadnionych przypadkach, za zgodą organu prowadzącego przedszkole, szkołę lub placówkę, zajęcia specjalistyczne mogą być prowadzone indywidualnie.” Wynika z tego, że by móc pomagać dziecku indywidualnie, trzeba pytać o zgodę urzędnika w gminie. Jeżeli ktoś chciałby mi zarzucić, że się czepiam, to pragnę powiedzieć, iż właśnie w taki sposób interpretuje ten przepis dyrekcja w szkole, w której pracuję.

Oprócz zadań stanowiących sedno pracy każdego nauczyciela, ma on do wykonania różne inne zadania dodatkowe, o których nikt nie przeczyta w przydziale czynności. Nauczyciel – psycholog również jak najbardziej jest nimi objęty. Przydzielając niektóre pyta się psychologa o zdanie (np. wyjazd na „zieloną szkołę”), inne są po prostu poleceniem służbowym (zastępstwo za nieobecnego nauczyciela, opieka nad klasą podczas rekolekcji wielkopostnych, uczestniczenie w komisji przy sprawdzianie klas szóstych, przygotowywanie akademii okolicznościowych itp.). Dla mnie osobiście najbardziej uciążliwy jest wymóg pełnienia dyżuru na korytarzu podczas przerw. Rozumiem, że bezpieczeństwo dzieci w szkole jest sprawą priorytetową, ale mnie zdecydowanie utrudnia to pracę (nieraz zdarzało mi się przerywać w połowie ważną rozmowę z dzieckiem, czy rodzicem i gnać co sił na korytarz, by spędzić 15 minut na strofowaniu goniących się po korytarzu uczniów).

Pozostają jeszcze kwestie czasu pracy psychologa (nieomal w każdej gminie wymiar godzin przeznaczonych na pracę z klientem jest ustalony inaczej), dodatków motywacyjnych (większość wprowadzanych systemów przyznawania dodatków nauczycielom nie uwzględnia specyfiki pracy psychologa), wynagrodzeń dodatkowych (trudno porównać wymierne osiągnięcia nauczyciela z dużo mniej wymiernymi osiągnięciami psychologa i nagrodzić tego drugiego np. nagrodą dyrektora) czy odpowiedniego zaplecza (gabinet położony w ustronnym miejscu szkoły, przestronny, wyposażony w narzędzia potrzebne do prowadzenia diagnozy i terapii).

Doświadczając od wielu lat na własnej skórze, co oznacza bycie nauczycielem-psychologiem czekam z utęsknieniem na regulację prawną, która pozwoliłaby mi być tylko psychologiem. Marzę, że nadzór nad moją pracą będzie należał do doświadczonego psychologa, że będę pracować w ściśle określonym wymiarze godzin, a czas pracy zagospodarowywać będę zgodnie z własnym osądem.

Przyglądam się nieraz, jak moja roczna córeczka usiłuje włożyć kwadratowy klocek do otworu w kształcie rombu. Niby to samo, a jednak... To tak jak nauczyciel-psycholog.

Między młotem a kowadłem


Zgodnie z wspomnianym już rozporządzeniem MENiS pomoc psychologiczna w szkole udzielana jest uczniom, nauczycielom i rodzicom. Wszystko jest więc jasno określone, ale do momentu, gdy nie dochodzi do konfliktu interesów. Konflikt ten rozgrywa się najczęściej na linii nauczyciel – uczeń (czasem uczeń wraz z rodzicami). Zgodnie z tym, czego uczono mnie na studiach, tym, co powtarzają doświadczeni wykonawcy tego zawodu psycholog szkolny powinien zawsze wspierać ucznia. Nie zawsze jednak jest to tak proste i oczywiste. Pracując w każdym zawodzie, oprócz realizowania swych zadań, chcąc nie chcąc wchodzi się też w strukturę nieformalną, nawiązuje znajomości, czasem nawet przyjaźnie. Psycholog szkolny w tym względzie na pewno bliżej ma do nauczycieli niż do uczniów. Może to czasem rzutować na jego percepcję pewnych spraw, które dzieją się w relacjach uczniowie – nauczyciele, zwłaszcza, że ci drudzy umiejętniej formułują zarzuty i obudowują swe stanowisko odpowiednimi teoriami. Wiem, że psycholog szkolny możne ten problem rozwiązać w twórczy sposób i z korzyścią dla wszystkich i znam przykłady takich rozwiązań. Chciałam jednak wskazać, że jest on narażony na różnego rodzaju „dylematy lojalnościowe” wynikające z charakteru jego pracy.

Kłopotliwy kontrakt


Każdy psycholog podejmując się pracy z danym człowiekiem zaczyna od zawarcia z nim kontraktu terapeutycznego, który obejmuje szereg kluczowych dla terapii ustaleń. W szkole niejednokrotnie próbuje się ten kontrakt narzucać: „trzeba z nim coś zrobić, bo na lekcji nie można już wytrzymać”, „to dziecko trzeba wyciszyć”, „on powinien na stałe chodzić do psychologa” itd. Gdy uczeń prezentuje nieakceptowane zachowania, utrudnia nauczycielom prowadzenie lekcji, zdarzy mu się jakiś „wyskok” to zgodnie z szkolną procedurą „należy mu się” pomoc psychologiczna (oczywiście za zgodą rodziców). Taki „skierowany” do psychologa uczeń unika go jak diabeł święconej wody, a jak się pojawi stosuje wszelkie znane sposoby oporu. Dla pewnej grupy uczniów „straszonych” psychologiem jest on więc nieodmiennie postrzegany w kategoriach wojennych, jako sprzymierzeniec nauczycieli. W końcu należy do rady pedagogicznej... Takie myślenie nie jest też niestety obce niektórym spośród rodziców. Oni nie przychodzą do psychologa po pomoc, co więcej – nie oczekują żadnej pomocy, odpowiada im istniejące status quo, a przychodzą, bo „pani kazała”, przychodzą spełnić swój rodzicielski obowiązek wobec szkoły.

Wstydliwa przypadłość


Innym problemem, z którym musi zmierzyć się szkolny psycholog jest wstyd związany z pójściem do jego gabinetu. Choć świadomość dzieci odnośnie pomocy psychologicznej jest nieporównanie wyższa niż kilka lat temu, nadal kontakt z psychologiem jest niesłychanie wstydliwą przypadłością. Dotyczy to głównie uczniów starszych klas, którzy np. przychodząc do psychologa załatwić jakąś drobną sprawę zawsze zabierają ze sobą kolegę, żeby mieć świadka, że nie chodzi tu o żadne porady. Wiele dzieci czeka kilka minut po dzwonku, aż ich rówieśnicy pójdą do domu, żeby nikt nie widział, że wchodzą do pokoju psychologa; potem proszą, żeby, z tego samego powodu, mogli wyjść przed dzwonkiem.

Praca psychologa szkolnego jest na pewno potrzebna i pożyteczna. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Ostatnio przy toczonej w naszym mieście dyskusji o potrzebie zatrudniania psychologa w szkole ktoś powiedział, że psycholog szkolny jest jak pogotowie ratunkowe: szybko, na miejscu rozpoznaje problem i decyduje o pomocy. Wydaje mi się, że łatwiej i skuteczniej można by było wykonywać ten zawód w szkole, gdyby ustalone były pewne wyraźne reguły i standardy. Przy odrobinie wysiłku można przecież wyeliminować wiele niedogodności związanych z funkcjonowaniem psychologa w ramach placówki oświatowej. Problem w tym, że psychologowi brak jest w szkole sprzymierzeńca, stąd też duża rola powstających np. przy poradniach psychologiczno – pedagogicznych grup wsparcia dla psychologów pracujących w szkole. Wydaje mi się, że grono psychologów szkolnych w Polsce jest już tak liczne, że pora rozpocząć działania, w efekcie których będzie można wykonywać zawód psychologa szkolnego, a nie nauczyciela – psychologa.



    Autorka od 8 lat pracuje w szkole podstawowej z oddziałami integracyjnymi jako psycholog szkolny. Jest również doktorantką w Instytucie Psychologii UŚ w Katowicach.






Opublikowano: 2005-03-01



Oceń artykuł:


Skomentuj artykuł
Zobacz komentarze do tego artykułu