Porady psychologiczne

Była żona mojego partnera utrudnia mu kontakty z dzieckiem. Czy jest jakiś sposób żeby przestała krzywdzić własne dziecko?

Rok 2001.
Poznałam GO w pracy. Miał żonę, rocznego syna. Opowiadał, że zawsze marzył o cichym spokojnym domku, a tu żona przychodzi do domu i awantury o byle co. Tłumaczyła się, że w pracy mają ją za taką spokojną osobę, a w domu musi się wyładować. Po roku znajomości w 2002 r zaczęliśmy się spotykać na poważnie. Trwało to prawie rok, kiedy Ona spytała się: „Masz kogoś?”
On: „Mam.”
Ona: „To co robimy?”
On: „Ja chcę odejść.”
Ona prosiła Go, błagała „Co ja zrobię, chyba się powieszę.”
On: „Ja sobie nie wyobrażam żeby do ciebie wrócić, nie kocham cię.”
Ona: „Ale ja ciebie kocham.”
On: „Jak ty to sobie wyobrażasz? Ja cię będę olewał a ty będziesz mi nadskakiwać?”
Ona: „Tak”.

On chciał rozwód bez żadnych awantur, całą winę wziął na siebie, mimo, że babcia mieszkała za ścianą i powiedziała, że ona słyszała, co się u nich działo. Nawet kiedyś powiedział, że przez sąd on się nie rozwodzi, wtedy ona stwierdziła, że musi zmienić sposób postępowania. Była bardzo miła dla niego, rozumiała Jego wyjścia do mnie, nasz wspólny wyjazd na sylwestra. Dalej prowadzili wspólne gospodarstwo domowe, wspólne pieniądze. Postanowili, że najpierw spłacą kredyt na jej szkołę (uczyła się zaocznie) a potem kupią mieszkanie dla niej. Kiedyś nie wrócił na noc i wywaliła Go z domu, ale po kilku dniach prosiła żeby wrócił.

Kiedy dowiedziała się, kim jestem, zaczęła zbierać informacje na mój temat i zaczęły się oszczerstwa. Powiedziała, że wyleciałam z pracy przez mojego wuja, że mój wujo o wszystkim wiedział i chciał nas rozdzielić (Było to nieprawdą gdyż wujek o niczym nie wiedział).
Powiedziała do Niego: „Ja się dziwię, że ty się pchasz w takie towarzystwo.”
Potem chciała się koniecznie ze mną spotkać. Zgodziłam się.
Ona: „Co masz mi do powiedzenia?”
Ja: „A co ja mam ci powiedzieć?”
Ona: „No wiesz, On jest ojcem dziecka, zawsze nim będzie, a ostatnio zaniedbuje małego, zmienił się w stosunku do małego.”
Ja: „Co ty sugerujesz? Może ja nakręcam Go przeciwko dziecku?”
Nic nie odpowiedziała i dalej: „Mama Jego to chciałaby, żebym ja wzięła dwie reklamóweczki i wyprowadziła się z tego domu.” (Dom jest własnością obojga, a przepisali na nich Jego dziadkowie). Mówiła, że ona nie będzie z nim, ale przestrzegała mnie przed Jego rodziną. W sumie to nie wiem, jaki cel miała ta rozmowa, to ja spytałam się; „Wrócicie do siebie, poukładacie sobie razem życie?”. Nie odpowiedziała nic. Po tej rozmowie spotkałam się z Nim i powiedziałam żeby się jeszcze zastanowił nad powrotem. Ona wróciła do domu i z ironią w głosie powiedziała: „No ja nie wiem czy ona (czyli ja ) będzie z tobą.” Wtedy On powiedział: „Nawet jeśli nie będzie, to ja i tak do ciebie nie wrócę.” A Ona: „Ja też nie chcę być z tobą.”

Potem zmieniła postępowanie. Zaczęły się awantury. Ona jeździła astrą, a On jej panieńskim maluchem, więc notorycznie zabierała mu kluczyki od auta, bo to jest jej samochód. Nie mógł zjeść wędliny, bo ona kupiła (za wspólne pieniądze), wyłączyła gaz, bo ona zapłaciła. Gdy wyrwał jej kluczyki z ręki, miała pretekst, aby przyjść do mojej mamy i ostrzec ją przed Nim, bo on doleciał do niej z łapami. (Do tej pory to ona leciała z łapami do Niego).

Oczywiście wmieszała w to drugi raz mojego wuja, a mamy brata. Ona: ”Ja się dziwię, że pani brat o wszystkim wiedział i pani nie powiedział.” (Mój wujo dowiedział się o wszystkim 4 miesiące później). Jego rodzinę przedstawiła w złym świetle: „Jedna ciotka rozwódka, druga żyje na kocią łapę.” Powtórzyła, że ona z Nim nie będzie, ale przyszła ostrzec.

Trzy miesiące później zmarł mój ojciec. Znalazł się powód, aby opowiadać, że wykończyłam ojca. (Ojciec mój o niczym nie wiedział, nie było go w domu, kiedy Ona przyszła o wszystkim poinformować moich rodziców). Wkurzyłam się i powiedziałam żeby odpieprzyła się od mojej rodziny, bo jest nieprawdą, co opowiada o moim wuju i że wykończyłam ojca. Wtedy Ona: „Połowa z tego to nieprawda, a czy ty nie wykończyłaś ojca, to ja nie wiem.”

W roku 2004 zaczęły się problemy w widywaniu się z dzieckiem. On pracował do 20-tej. Na weekend nie chciała dawać dziecka, bo cały tydzień się małym nie opiekuje to i w weekend nie będzie. A poza tym przy dziecku mówiła: „Do tej k... nie będziesz go woził.”

Nie widywałam się z dzieckiem i musiała o tym wiedzieć, gdyż mały mówił jej, gdzie był. Uważałam, iż dopóki mieszkają razem, to nie będziemy dziecku robić wody z mózgu. Potrafiła powiedzieć: „Zobacz synku, tatusia nie będzie wieczorem, bo się goli. Znowu jedzie na k....” A mały pytał się następnego dnia: ”Tatuś byłeś na k....?” (4-letnie dziecko). W soboty, gdy szła do pracy, nie zostawiała małego pod opieką ojca. Budziła małego o 6-tej i prowadziła do swojej matki. Wtedy On szedł do teściów, jeden raz dostał syna, ale drugi raz teść nie dał małego, chciał uderzyć bratową, z którą On przyszedł. Świadkiem był mały, płakał chciał iść z ojcem.

W maju 2004 On porwał syna na dwa dni.

Dzwoniła, straszyła policją, dzwoniła do mnie, sprawdzała mnie. Kiedy odpowiedziałam, że jestem odłożyła słuchawkę. Po powrocie mały był zadowolony i spytał Go kiedy znowu pojadą na wycieczkę? Ona wówczas powiedziała: „Tata cię nie kocha. On tylko mi chciał zrobić na złość.”

Gdy mały chciał spać w łóżku z ojcem, nie pozwalała małemu. Z płaczem wciągała małego do siebie. Potem wychodziła na podwórko uczyć się, aby pilnować małego. Na słowo „mama” małego poprawiała go „mamusiu”. Mały jeździł rowerkiem i zaplątał się w wysoką trawę wtedy ona: „powiedz staremu niech bierze kosiarę i tu zap.....„. Sąsiadki słyszały jak mały mówił: „Tata mnie nie kocha, bo jeździ na k....”.

Zdążyła jeszcze zrobić awanturę babci, która przez 3 lata wychowywała jej dziecko i od której dostała dom. Nazwała: „K.... babka, k.... matka to i k.... syn.” A babcia naraziła się tym, że wstawiła psie jedzenie do łazienki żeby rozmroziło się. Ona podkreślała, że to jest jej dom i ona sobie nie życzy psiego jedzenia w łazience. To znowu babcia gotowała jedzenie dla psa za Niego i znowu się jej oberwało: „Bo to jest jeszcze mój mąż”, więc babcia nie wiedziała o co chodzi bo raz Ona mówi, że On „nie ma jaj i jest dla niej nikim” to znowu, że to jest jej mąż.

Pewnej niedzieli On przyszedł po syna, nie chciała dać małego, gdyż powiedziała, że z dzieckiem może się bawić tylko w jej obecności. Po godzinie wrócił ze swoją mamą, wziął kamerę. Wtedy ona wypychała siłą mamę Jego i powiedziała, że to jest jej dom. Matka Jego podkreśliła, że nikt nie twierdzi, że jest inaczej. Więc Ona rzuciła się na niego chcąc wyrwać kamerę, dziecko płakało, gdy nie dała sobie rady, wezwała policję. Spytała się czy zrobić herbatę mamusi Ona: „Przecież mówiła pani, że to jest pani dom” A kobieta nic takiego nie powiedziała. Policja przyjechała i poinformowała, że nie może utrudniać kontaktu ojcu z dzieckiem.

W końcu On wyprowadził się z domu i zamieszkał ze swoimi rodzicami. To ona pierwsza chciała złożyć pozew o separację, mimo że nie spłacili kredytu, nie kupili mieszkania. Sprawa była o rozwód. Dostali rozwód w sierpniu 2004 r. Po rozwodzie wyprowadziła się z domu i wynajęła mieszkanie. Obroniła magistra i uczyła się dalej, gdyż jak twierdziła: ”żeby nie wyrzucili jej z pracy”. Kiedyś sama mówiła, że aby zostać dyplomowaną księgową nie musi kończyć szkoły, musi zdać egzamin.

Schudła 10 kg, o czym Go powiadomiła i cały czas podkreślała, że ona teraz wie, że żyje. Na sprawie rozwodowej zostały ustalone wizyty z dzieckiem; W każdą środę od 16 do 18 i w pierwszy i trzeci weekend. Ponieważ o 16 On pracował, po dziecko poszła Jego mama, ale Ona nie dała dziecka babci bo jak twierdziła: „On ma prawo do osobistego widywania i tylko On może dziecko odebrać” .

Zaczęła się zima, rok 2005, dziecko coraz częściej chorowało, więc każda choroba jest pretekstem do tego, aby On nie widział syna. Przyjechał po małego, Ona otwierała drzwi i mówiła: „mały jest chory”. On: „Daj mi w inny termin.” Ona: „Nie ma innego terminu.” Ponieważ powtarzało się to notorycznie, nie przestrzegała wyroku sądu, powiedział jej że wezwie policję a Ona: „To sobie dzwoń”. W końcu wezwał policję, gdyż któryś raz z kolei nie dostał małego. Nawet przy policji nie chciała zgodzić się na inny termin. W pewną środę widział, że Ona jest u swojej matki, więc poszedł tam po dziecko. Dziecka nie dostał bo mały był chory, więc zaproponował inny termin, znowu dowiedział się że nie ma innego terminu. Wszedł Jej ojciec i powiedział żeby stąd wypier..., a następnie ojciec uderzył Go pięścią w zęby. Oczywiście wszystko działo się przy dziecku. On wyszedł i powiedział, że dzwoni na policję, a Ona: „to sobie dzwoń”. I do Niego: „Co ty robisz? Ja z Małym chodzę do psychologa bo ma zachwiania”.

Założył sprawę byłemu teściowi o pobicie. Ona nawet nie zainteresowała się tą sprawą, mimo że podkreślała, że jej rodzina trzyma się w kupie. Sprawa skończyła się ugodą.

Jego rodzinę uważała za wrednych ludzi, ale była świadoma, co głośno mówiła, że jej nie lubią. Żaliła się, że nawet jej rodzina bardziej lubiła Jego niż Ją. Wkrótce poszedł na spotkanie z panią psycholog. W czasie tej rozmowy pani psycholog stwierdziła, że ich trzeba leczyć, a nie małego.

Ona powiedziała, że mały boi się policji, a On wezwał policję. Ona powiadomiła Go, że jutro (w środę) pracuje dłużej i będzie później w domu. On przyszedł po małego godzinę później i powiadomił że odda małego później. Zamiast o 18 tej oddał o 19 tej. Jej nie było w mieszkaniu po chwili przyjechała z policją. On powiedział policji, że ją powiadomił, a Ona: ”Nie rób ze mnie kretynki”.

Mały później w złości mówił do ojca: „Ty jesteś wariat, bo dzwonisz na policję”.

Latem mały nie chorował, więc częściej widywał się z ojcem. Nawet kiedyś sam przyszedł do ojca (był u babci swojej). Ale z płaczem, bo „tylko na pięć minut”. Rozmawiał z nami, ale po chwili wchodzi Ona na podwórko i mówi: „No synku, miało być tylko 5 minut”. Wtedy mały się rozpłakał a Ona: „No co się znowu stało?” - wzięła go na ręce i wyszli. (Zastanawiam się czy 5-letnie dziecko ma poczucie czasu i wie, że właśnie minęło 5 minut.)

Innym razem w czwartek dzwoni Ona do Niego i mówi: „Wiesz, mały wczoraj powiedział, że ciebie nie kocha, że on nie chce być kochany i posikał się. Więc nie mów małemu, że go nie kochasz dobrze?”
On: „Nic takiego nie mówiłem”
Ona: „No nie wiem, ale nie mów, że go nie kochasz, dobrze?”
On: „Nic takiego nie mówiłem. W środę mały chce zostać u mnie na noc.”
Ona : „No i co w związku z tym?
On: „Mógłby zostać. Rano zawiozę go do przedszkola.”
Ona: „Ale ja bym tak nie chciała. Ale nie mów do niego, że go nie kochasz dobrze?”
Jak się okazało to w pozwie o podwyższenie alimentów napisała, że rodzina Jego znęcała się nad nią i dzieckiem psychicznie, aby zapewnić ciepło rodzinnego domu musiała się wyprowadzić, że dziecko sika, potrzebuje opieki psychologa. Chciała 500 zł. Dostała 300. Po sprawie w środę On poszedł po małego. Ona otwiera drzwi, a mały: „nigdzie z tobą nie idę” i trzasnął drzwiami. Wtedy On zastosował terapię wstrząsową i przestał przez miesiąc przychodzić. Poskutkowało. Ona chciała rozmawiać z Nim. Ona: „dlaczego nie przychodzisz? Już raz go zostawiłeś”. W czasie rozmowy Ona: „Wszystko ci zostawiłam” (chodzi o dom, z
którego się wyprowadziła, ale nie odpisała, nadal stanowi wspólnotę. To ona zabrała część rzeczy z domu i samochód).

Środa. Mały jest u ojca, a od przyszłego poniedziałku zostaje na 2 tygodnie wakacji. Zbliża się 18 ; czas do domu.
On: „Mały, zbieraj się” ;
Mały: „Jak to?” (myślał, że zostanie u ojca już na wakacje)
On: „Musisz wracać do domu, od poniedziałku będziesz u mnie.”
Mały płacze: „Nie kocham cię, nie chcę do ciebie przyjeżdżać” i dziecko wraca do domu z płaczem.

Kiedy zabierał syna na dwa tygodnie wakacji, spytała się, czy może zabrać małego na dwie godziny. Zgodził się. Mały nie chciał z Nią iść. W ten dzień ja byłam tam. Spytałam się, jak żyje tatuś damski bokser (ostatnio uderzył kobietę w twarz; matkę swojej synowej, która przyszła na herbatę.)
Ja: „I ty miałaś czelność mówić do Niego że dziwisz się że pcha się w takie towarzystwo? Ty masz idealną rodzinkę?”
Ona: „O, inteligencja nabyta.”
Ja: „To na tym punkcie masz kompleks?”
Ona: „Dobraliście się jak w korcu maku. Jesteście siebie Warci”
Ja: „To co ty z nim robiłaś tyle czasu?”
Ona: „Ciekawe, ile ty z nim będziesz? Ale ja teraz jestem szczęśliwa.”
Ja: „To dlaczego się mścisz, krzywdząc własne dziecko?”
Wzięła małego na ręce i zaniosła go do swojej matki. Chcąc otworzyć furtkę puściła go i mały uciekł jej i biegł do ojca. Złapała małego i siłą wepchnęła na podwórko. Przyglądaliśmy się całemu zdarzeniu. Po 40 minutach mały wrócił. Powiedział, że mam jest wariatka, że nie kocha mamy, że mama mówi, że tata jest wariat.
Potem Mały jechał rowerkiem i mówi: „Ale się wypier....”;
Ja: „Wiesz co to znaczy? Nie używaj słów, których nie rozumiesz. Kto tak mówi?”
Mały: „Jak to kto „mamusia.”
Ja: „A do kogo tak mówi?”
Mały: „Jak to do kogo? Przecież my tam sami jesteśmy.”

W sobotę On idzie po małego, a mały: „Ja będę u ciebie do wieczora tylko, bo jutro jadę do chłopaków” (jego kuzyni). Wieczorem zadzwoniła i On pozwolił zabrać małego, mimo że u niego powinien zostać do niedzieli do 18-tej. Następny weekend odwiedzin. On idzie po małego, otwierają drzwi i Ona informuje że mały nie chce iść z Nim. W środę On pyta małego gdzie był w sobotę, a mały: „a bo byłem taki chory, a jak pojechałem do chłopaków to od razu lepiej się poczułem.”

Napisał do niej smsa, że tylko małemu robi w ten sposób na złość i nikomu więcej, że zmieniła sposób postępowania i teraz namawia małego na wyjazdy do chłopaków żeby nie widział się z ojcem.

Tydzień później w środę idzie po małego. Tym razem mały nie chce iść, bo są bajki. On tłumaczy, że mama może nagrać na wideo, ale mały i tak nie chce iść.

Jak z nią rozmawiać? Na razie problem w tym że ona nie chce rozmawiać, zamyka drzwi przed nosem i koniec jakiejkolwiek dyskusji. Chociaż jest jeden sposób - nie odwiedzać małego, to wtedy Ona sama chce rozmawiać, bo ma powód i okazuje się, że troskliwą mamusią: „Jak to, dlaczego nie przyjeżdżasz do małego?” Dlaczego nie pamięta swoich słów, czynów wręcz przeciwnie właśnie swoimi błędami obwinia Jego (to ona mówiła do dziecka że tatuś go nie kocha).

Wiem że Ona nie miała ciekawego dzieciństwa. Jej ojciec jest bardzo nerwowy. Bił się z własnym synem, Ona wzywała policję. Z bratem Ona nigdy nie miała dobrego kontaktu. Rzuciła w brata taboretem i na szczęście zdążył się odsunąć. Kiedyś nawet skarżyła się z łzami w oczach, że wyglądało na to, że brat próbował ją zgwałcić. Sikała do łóżka jeszcze w szkole średniej, nie jeździła na wycieczki szkolne, bo się wstydziła.

Na komunii córki brata nie chciała stanąć do wspólnego zdjęcia „Bo i tak będzie oddarta. Nikt jej tu nie lubi.”

Czy jest jakiś sposób żeby przestała krzywdzić własne dziecko? Czy to jej działanie jest tylko z chęci zemsty? Ale za jaką cenę, przecież jest matką? To ile jeszcze czasu potrzebuje żeby się pogodzić? A może jest inny powód jej postępowania czy nie jest to związane z jej psychiką? Co robić w takim razie żeby pomóc dziecku?

odpowiada Ela Kalinowska, psycholog Ela Kalinowska, psycholog

Witam,

bardzo szczegółowo opowiedziała Pani o problemach Pani partnera, jego byłej żony i ich dziecka. Dziecko cierpi bo w tej sytuacji nie ma oparcia w dorosłych. Nie ma tego oparcia ani w matce, ani w ojcu. Tak jak powiedziała, wspomniana przez Panią, psycholog: "pani psycholog stwierdziła że ICH trzeba leczyć, a nie małego."
Proszę zwrócić uwagę na to, że mowa tu o nich obojgu a nie tylko o matce.
Rodzice dziecka i Pani, skupieni jesteście na walce. Z jednej strony Pani i partner, z drugiej była żona. Pomiędzy wami dziecko. Dziecko ucieka od matki – „wy wygraliście, jesteście lepsi”. Dziecko nie chce iść do ojca – ona wygrała – ona jest lepsza.

Prawda jest taka, ze nie jest ani lepsza, ani gorsza i wszyscy razem w trójkę jesteście odpowiedzialni za to co się dzieje. Wiem, że to może trudne słowa. Do tej pory uważaliście się za ofiary „podłej lub chorej” kobiety. Można to tak ciągnąc dalej - budować swoje dobre samopoczucie na przekonaniu, że ona jest tą złą, tylko, że wtedy nie ma żadnej szansy, że coś się zmieni. Możecie też sami zacząć zmieniać tę sytuację kierując się np. dobrem dziecka. Wymaga to przeniesienia swojej koncentracji, uwagi, z tego „jaka ona jest”, na to „co Ja mogę zrobić w tej sytuacji”.

Rozumiem, że ważne dla Pani i partnera jest dobro dziecka.

Czego więc dziecko potrzebowałoby w wspomnianej wyżej sytuacji od Was? Potrzebowałoby wsparcia przy rozstaniu. To nie musi być tak, że matka wyrywa dziecko siłą do domu. Przecież tata wie, że dziecko musi wrócić do mamy. Wie, że czas wizyty się skończył. Może to przykre, może dziecko nie chce iść, ale „tak trzeba”. Tata może wziąć dziecko za rękę i spokojnie prowadząc do mamy, może tłumaczyć „wiem, że Ci przykro. Mi też smutno się z tobą rozstawać, ale przyszedł już czas i jest mama. Mama czeka na Ciebie, pójdziesz teraz z nią, a my się znów spotkamy za tydzień i będziemy się wesoło bawić. Kocham Cię, ale teraz musisz już iść”. W ten sposób tata zadba o dziecko. Jego syn będzie mógł zrozumieć, że nie ma nic złego w tym, że kocha mamę. Będzie mógł doświadczyć spokoju wynikającego z tego, że nie musi wybierać pomiędzy mamą i tatą.

Gdy mąż i żona walczą ze sobą, stawiają dziecko przed wyborem „kogo kochasz”, „wobec kogo będziesz lojalny” – dziecko ciągle czuje się nie w porządku. Gdy pragnie być z mamą, czuje, że staje przeciwko ojcu. Gdy jest z tatą, czuje się winny wobec mamy. Obie sytuacje są dla niego trudne i bolesne.

Jeżeli będziecie okazywać złość i niechęć do jego matki, gdy będziecie ją oceniać, omawiać jej sprawy wtedy będziecie budzić w dziecku niepokój, bo Ona jest osobą, której potrzebuje i którą kocha. Tak zresztą dzieje się, gdy matka źle mówi o ojcu. Na to macie wpływ jedynie poprzez układanie przynajmniej poprawnych relacji z nią. Im lepsze Wasze relacje tym mniej negatywnych komunikatów usłyszy chłopiec w domu o ojcu. Im gorsze relacje, tym więcej napięcia i lęku będzie miało w sobie.

Krokiem w kierunku lepszych relacji może być np. „pokojowe” przekazanie dziecka po wizycie. W sytuacji trudnej stanięcie z jego matką po jednej stronie. Np. gdy ona go odbiera, a on nie chce iść. To naturalne, że dziecko może nie chcieć, bo się dobrze bawiło, bo chciałoby jeszcze zostać z tatą – to nie musi wcale znaczyć, że nie kocha mamy.

Proszę przez chwilę tę opisaną sytuację obejrzeć jej oczami. Przyszła po dziecko, które nie chce wracać do domu. Wyrywa się. Ona czuje się bezsilna, jest sama i bezradna. Sytuację obserwują dwie wrogie osoby – były mąż i jego partnerka. Patrzą z satysfakcją, jak ona nie może sobie poradzić – jest coraz bardziej zdenerwowana i spięta, i coraz bardziej się „podkłada” pod złe oceny z Waszej strony – popycha i szarpie dziecko, żeby szybciej zakończyć całą tą przykrą sytuację. Dziecko w tym czasie czuje wielki neipokój, nie wie gdzie i z kim jest jego miejsce. Czuje zdnerwowanie matki, czuje napięcie „wiszące” nad podwórkiem. Chce uciec, boi się. Jest niegrzeczne, nie słucha, płacze...

Pyta Pani co robić żeby pomóc dziecku? – odpowiedz brzmi „stanąć przy dziecku po stronie matki”, zacząć z nią współpracować. Potraktować jak partnera, nie jak wroga. Być może tata dziecka powinien wybrać się z byłą żoną do psychologa. Być może mógłby dzięki temu zobaczyć momenty, w których może działać. Zamiast czekać na cudowną przeminę swojej żony, mógłby sam zacząć zmieniać to sytuację tak, aby była ona bardziej korzystna dla dziecka.

Tak naprawdę w każdej, tak dokładnie przez Panią opisanej sytuacji, można by znaleźć różne rozwiązania, które by popchnęły sprawy w innym kierunku.

Od samego początku. Pisze Pani, że On od zawsze marzył o spokojnej rodzinie – pytanie: jak realizował to marzenie – jakiej rodziny pragnął i co robił żeby jego rodzina mogła stać się właśnie taką jakiej potrzebował? Czy tylko czekał, aż marzenie się samo spełni? Załóżmy, że jego żona jest osobą, z którą w żaden sposób nie da się ułożyć spokojnego życia. Załóżmy, że w którymś momencie odkrył, że nie tędy droga – co zrobił, żeby taki życiowy kłopot rozwiązać? Pomysł na rozstanie pojawił się dopiero wtedy, gdy wyszła na jaw jego zdrada. Trudno, stało się, nie rozwiązywał problemu małżeńskiego, uciekł w drugi związek. Ale teraz gdy sprawa wyszła na jaw, padło z jego strony „chcę się rozstać” – i co zostało z tego „chcenia”? Chcę się rozstać, ale nie decyduję się na rozstanie. Nie biorę odpowiedzialności za siebie i swoje potrzeby. Na co czekał? Na Jej zgodę. Opisała Pani jego rozmowę z żoną, w której padło coś takiego:
„On: Jak ty to sobie wyobrażasz? Ja cię będę olewał, a ty będziesz mi nadskakiwać?;
Ona: „Tak”.

Co go skłoniło, aby zacząć realizować tak absurdalny program? Być może ona wyobrażała sobie różne rzeczy w tym momencie, miała swoje powody tak mówić, być może dla niej miało to sens. Dla niego sensu od początku nie miało, a jednak zgodził się zrobić coś, czego nie chciał. Pani partner działa cały czas wbrew temu, co mówi, że chce:
„Chcę się rozstać, ale zostaję. Nie kocham Cię, ale jestem z Tobą. Jestem z Tobą, ale mam kogoś innego, zależy mi na dziecku, ale nie będę się z nim widywał” itd.

Trudno się dziwić, że z takiego postępowania wynikają kłopoty.

W takich sytuacjach jak opisana przez Panią, można przyjąć na siebie rolę ofiary, wpisując jednocześnie drugą osobę w rolę prześladowcy. Wtedy walka nie ma końca – tym bardziej jeżeli druga strona robi podobnie. Proszę zwrócić uwagę, że nie pozsotajecie jej dłużni w tych „ciosach”, jakimi są wasze rozmowy. Ona też może czuć się przez Was prześladowana.

Dziecko będzie płacić za walkę dorosłych zaburzeniami zachowania.

Możecie też przerwać to błędne koło zaczynając od zmiany swojego sposobu reagowania. Czasem, gdy bardzo przyzwyczaimy się do jakiejś roli, jest bardzo trudno zobaczyć, że coś innego jest możliwe. Czasem trudno wyobrazić sobie siebie, reagujących czy postępujących w inny, nowy sposób – wtedy przydatna staje się pomoc psychoterapeuty czy psychologa.

Serdecznie pozdrawiam –

Ela Kalinowska


Zobacz także: Jak uzyskać profesjonalną pomoc psychologiczną on-line?

Inne porady