Porady psychologiczne

Pogubiłam się w związku z mężem. Gdzie robię błąd?

Witam,

Szukając odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, natrafiłam na tę stronę internetową. W sposób bardzo przejrzysty odpowiedział Pan jednej z kobiet na nurtujące ją kwestie. Nie ukrywam, że po trosze i ja liczę na taki obrót sprawy, jeśli oczywiście znajdzie Pan czas, siłę i chęci.

Moja historia jest nieco skomplikowana, chyba jak większość z którymi się Pan spotyka. Jestem mężatką od 7 lat, z mężem rozpoczęłam związek jako 15-latka (więc jako para jesteśmy w tej chwili 14 lat-połowę mojego życia). Był moim pierwszym i jedynym mężczyzną przez większość mojego życia. Uchodzimy za super dobraną parę, wszyscy, którzy nas znają, uważają nas za bardzo dobranych partnerów.

W zasadzie mogę śmiało powiedzieć, że razem dorastaliśmy, mąż jest ode mnie 4 lata starszy. W trakcie naszego związku wiele przeżyliśmy. Mąż jest dobrym człowiekiem, bardzo dużo pomagał mi przy dziecku, wcześniej zawsze mogłam na niego liczyć. Na początku naszego związku byliśmy bardzo blisko, można było nawet powiedzieć, że przez większość czasu byliśmy nierozłączni.

Niestety mój mąż jest osobą, której dosyć często zdarza się kłamać i często popadającą w problemy finansowe. Źródła tych problemów nie jestem w stanie określić. Większość swojej młodości przeżył w biedzie, z opowieści jego braci i rodziny wynika, że niejednokrotnie nie było jedzenia w domu, jeśli coś było gotowane czy smażone, były to tak mikroskopijne ilości, że np dwa kotlety dzielone były na 6 osób. Ma nieco nadopiekuńczą matkę, którą darzę sympatią i nerwowego ojca, który jak mówi teściowa, również był bardzo troskliwym tatą.

Co jakiś czas w naszym związku wychodziły na wierzch jego zaciągnięte pożyczki i długi, jeden z ostatnich wyszedł, gdy już byliśmy od kilku lat małżeństwem. Jeden z takich długów wyszedł dosłownie na dwa miesiące przed naszym ślubem. Mąż nie miał odwagi powiedzieć mi osobiście, zrobił to przez telefon, gdy pracowałam w Niemczech przy opiece.

Do ślubu w zasadzie podeszłam bardzo racjonalnie. Wzięłam urlop dziekański w trakcie studiów i wyjechałam do Niemiec (jak już wcześniej wspomniałam), żeby zarobić na raty kredytów i pożyczek. Zapytałam się przed wyjazdem, czy ma jakieś plany wobec naszego związku. Czułam się gotowa na zawarcie ślubu i z perspektywy czasu myślę, że niepotrzebnie naciskałam na niego, mówiąc, że jeśli nie czuje się gotowy, lub nie jest pewien, czy to ze mną chce spędzić resztę życia, to ja rozumiem. Mąż jednak się zdecydował i niecały rok później zostaliśmy przysłowiowym mężem i żoną (oczywiście po raz kolejny, przed ślubem wybaczyłam mu kłamstwa odnośnie finansów, obiecywał że to po raz ostatni, i że nigdy w życiu już mnie nie okłamie itd.).

Po powrocie z Niemiec skończyłam studia i napisałam swoją pracę magisterską. Działanie moje było przemyślane, wiedziałam że po takich studiach dostanę dobrze płatną pracę w naszym miasteczku - ponieważ praca dotyczyła dokładnie tego konkretnego tematu, jaki był istotny dla pobliskiego zakładu pracy. Dodatkowo odbyłam w tym miejscu także praktyki, miałam dobrą opinie od szefa, poproszono mnie, by po skończonych studiach odezwać się w sprawie pracy. W tym dokładnie zakładzie pracował również mój mąż. Zanim zdążyłam skończyć studia, mąż popadł w konflikt z szefostwem - nagle, po 6 latach pracy.

Konsekwencją jego konfliktu było zwolnienie się z wyżej wymienionej firmy. Co za tym poszło, jak to bywa w małych miasteczkach, gdzie każdy każdego zna, nie miałam nawet możliwości rozpoczęcia pracy na stanowisku, do którego przygotowywałam się prawie 5 lat.

Wyjechaliśmy więc do Warszawy, nie mogłam się tam wcale odnaleźć, ceny wynajmu mieszkania plus pozaciągane przez mojego męża kredyty, których nie byliśmy w stanie spłacić w całości, sprawiły, że niestety nie wystarczało nam od pierwszego do pierwszego. Znalazłam w międzyczasie pracę w call center, nie była to praca moich marzeń. Robiłam coś, czego bardzo nie lubiłam, ale niestety nie stać mnie było na to, żeby dłużej szukać pracy i pozostać bez środków do życia.

W trakcie tych wszystkich wydarzeń zawsze wspierałam męża, nawet gdy swoim konfliktem, zamknął mi możliwość podjęcia pracy w firmie w naszym miasteczku. Pomimo pierwszych bardzo intensywnych emocji, wściekłości, gniewu i zdenerwowania, znajdowałam w sobie siłę, żeby wybaczyć i jakoś starać się zrozumieć zaistniałą sytuację ("Nie mówiłem Ci, bo nie chciałem Cię martwić, wiesz że te pieniądze poszły na nasze wakacje. Już nigdy więcej Cię nie okłamię. Czy wiesz jak było mi ciężko się do tego przyznać, całe życie żyję z tym wstydem." itp tłumaczenia).

Wymyśliłam więc, że skoro ciężko mi znaleźć pracę bez doświadczenia, powinnam pójść w nieco innym kierunku. Złożyłam dokumenty do służby celnej, miałam już wyznaczone terminy egzaminów wstępnych, co za tym idzie, starałam się jak najlepiej przygotować. Jak się niewiele później okazało, nie zdążyłam do nich przystąpić, ponieważ mąż dostał propozycję pracy za granicą... Znowu nie miałam jak skorzystać z okazji, ponieważ koniecznym było ponownie wyjechać za granicę do opieki. Mąż dostał propozycję pracy, ale warunkiem było ukończenie 2-miesięcznego kursu językowego. Oczywiście podczas kursu mąż nie miał możliwości zarabiania jakichkolwiek pieniędzy, kurs odbywał się na drugim końcu Polski, trwał 8 godzin dziennie. Mąż w tym czasie zapewnione miał 3 posiłki dziennie, nocleg i materiały do nauki - ja pracowałam dzień i niejednokrotnie noc - ponieważ musiałam czasami też wstawać w takich godzinach do swojego podopiecznego. Jedyne co było jego obowiązkiem, to właśnie nauka języka obcego.

Mąż zdał bardzo dobrze egzamin, wyjechaliśmy za granicę - ja nadal pracowałam przy opiece, żeby zaoszczędzić jak najwięcej, mąż zaczął pracować. Po pierwszym miesiącu okazało się, że jestem w ciąży. Obydwoje się bardzo cieszyliśmy. Gdy tylko się dowiedziałam, przeprowadziłam się do męża, i od tamtej pory mieszkaliśmy już razem.

Gdy nasza córeczka skończyła 2 lata, mąż zaczął tracić zainteresowanie współżyciem, starałam się to zrozumieć, ponieważ po ciąży moje ciało nie wyglądało tak jak kiedyś, przybyło mi kilka kilogramów. Mimo wszystko starałam się dbać o siebie, na tyle na ile miałam wolnego czasu.

Przyszedł moment, że mąż zaczął zwierzać mi się ze swoich fantazji. I ku mojemu zdziwieniu, dotyczyły one seksu - mojego współżycia z innym mężczyzną. Mąż marzył o tym, żeby odwiedzić swingers klub i mieć możliwość obejrzenia na własne oczy takiej właśnie sceny. Pierwsze raz gdy usłyszałam o jego fantazji byłam zaskoczona i zniesmaczona. Ale nie chciałam komentować jego fantazji w ten sposób - uważałam, że skoro się przede mną otworzył i powiedział mi, co go naprawdę pociąga, nie powinnam mu sprawiać przykrości i krytykować go. Mąż podczas naszych stosunków fantazjował na głos o takich właśnie sytuacjach.

Stało się to na długi okres czasu jego obsesją, do tego stopnia, że powiedziałam mu otwarcie, że nie czuję się komfortowo z myślą, że miałabym uprawiać seks z innym mężczyzną, że fantazjować, a przeżyć na własnej skórze to dwie zupełnie inne rzeczy. Powiedziałam mu również, że nie jestem w stanie nawet wyobrazić sobie, że inny mężczyzna mnie dotyka.

Wielokrotnie podczas naszych zbliżeń w tamtym okresie czasu nie dochodziło do finału. Po prostu zaczynaliśmy się kłócić w trakcie seksu. Atmosferę trafiał "szlag" a sytuacja w domu zaczynała być nie do zniesienia. Mąż przestał być obecny, stał się małomówny i drażliwy. Oczywiście gdy już dochodziło do zbliżeń, temat powracał jak bumerang. Przez tą fantazję czułam się zbrukana i nieatrakcyjna dla niego, nie wiedziałam jak sobie z tym wszystkim poradzić. W końcu, dla świętego spokoju, stwierdziłam, że raz mogę spróbować, ale nie wyobrażam sobie, żeby on na mnie patrzył. Co za tym idzie, zacieśniłam relacje z jednym, dużo starszym mężczyzną ode mnie w takim właśnie celu. Miałam przespać się z nim, a później opowiedzieć to mojemu mężowi.

Na właśnie takie odwiedziny zawiózł mnie mój mąż osobiście, wysadził mnie nieco dalej, tak by wyglądało, jakbym przyszła sama. Bardzo miło spędziłam wieczór, bardzo dużo rozmawialiśmy, nie mogliśmy się nagadać, ale... ale do niczego nie doszło, bo nie byłam po prostu gotowa. Ten mężczyzna ujął mnie swoim ciepłem, spokojem i taką zwyczajnością, której mi chyba po prostu brakowało.

O umówionej godzinie, w wiadomym nam miejscu przyjechał mój mąż, żeby mnie odebrać. Atmosfera była bardzo napięta, więc tym bardziej przeraziła mnie jego reakcja, gdy powiedziałam, że tylko rozmawialiśmy i wypiliśmy wino... Myślałam, że mnie przeprosi, że dopuścił do czegoś takiego, że razem przez to przejdziemy i może popracujemy nad naszym związkiem/seksem... Tymczasem on wpadł w taki szał, w jakim widziałam go po raz pierwszy w swoim życiu. Mój dobry i kochany mąż, przeobraził się w zupełnie obcą mi osobę. Gdy poszłam tam kolejny raz, wyłączyłam całkiem myślenie. Był to bardzo smutny dla mnie dzień, coś we mnie pękło. Po wszystkim zostałam zmuszona, by zdać relację z każdej minuty, z tematów na które rozmawialiśmy. Musiałam opowiedzieć wszystkie szczegóły na temat tamtego wieczoru.

Około kilku tygodni później, gdy nasza córka miała 2 lata, mąż w przypływie chwili przyznał mi się, że zdradził mnie na kursie językowym ze swoją nauczycielką... Mój świat legł w gruzach... Przez wiele tygodni było mi ciężko wstać z łóżka, chodziłam nieprzytomna, dosłownie przestałam odczuwać emocje. Wykrzyczałam mu wiele rzeczy. Mąż płakał, mówił, że jeśli odejdę, odbierze sobie życie.

Nie wiem dosłownie co się ze mną działo przez długi okres czasu... Od tamtej pory nie jestem w stanie odczuwać takiej prawdziwej radości, nie śmieję się szczerze. Zrobiłam się bardzo zimna i wyrachowana... Źle mi z tym, ale gdzieś się pogubiłam po drodze.

Tamta sytuacja miała miejsce około 2 lat temu. W maju tego roku dowiedzieliśmy się, że mąż choruje na przewlekłą białaczkę... Wiele razy myślałam o tym, żeby odejść, ale nie jestem teraz w stanie. Dręczą mnie ogromne wyrzuty sumienia, że jestem w stanie wyobrazić sobie życie bez niego. Przeraża mnie jak odbił by się rozwód na moim dziecku. W domu od ponad roku jest normalnie, mąż skończył z takimi fantazjami po tym, jak przyznał się do zdrady. Ja mu wybaczyłam, bo czułam się winna, że sama przespałam się z kimś innym.

Bardzo mnie ciągnie do tego mężczyzny z którym się przespałam na życzenie męża. Cały czas utrzymujemy kontakt - pomimo zakazu ze strony mojego małżonka. Wie, że się w nim zakochałam i dlatego zabronił mi się z nim widywać. Jest rozwiedziony, ale bardzo zaradny - wydaje mi się, że po tych wszystkich przygodach, jakie mieliśmy do tej pory, mój mąż również odbiera go jako rywala. Przedstawia mi go jako kłamcę, osobę która chce mnie tylko wykorzystać i porzucić. W takcie jednej z kłótni, po przyznaniu się do zdrady, mąż stwierdził, że rozumie dlaczego chcę odejść i jeśli to ma mnie uszczęśliwić, to on nie będzie mi robił problemów, ale jeśli chcę się z kimś związać, to nie z tym mężczyzną, z którym spałam... Boje się jednak, nie mam pojęcia czemu, co się wydarzy. Boje się zaufać drugiemu człowiekowi. Gdzie robię błąd?

Tak strasznie się pogubiłam...

Pozdrawiam

odpowiada Bogusław Włodawiec, psycholog, psychoterapeuta Bogusław Włodawiec, psycholog, psychoterapeuta

Witam serdecznie,

warto analizować przeszłość, by z niej wyciągać wnioski na przyszłość. Szczególnie powinniśmy uczyć się na błędach, by ich nie powtarzać i uniknąć kolejnych rozczarowań. Słusznie zatem Pani zastanawia się, gdzie robi Pani błąd.

Pisze Pani, że mąż już przed ślubem wykazywał brak odpowiedzialności w sprawach finansowych, a także, że okłamywał Panią, ukrywając swoje długi. Takiego postępowania nie usprawiedliwia ani ciężkie dzieciństwo ani bieda w domu rodzinnym. Możemy wprawdzie starać się zrozumieć, w jakich warunkach został wychowany i jakimi motywami się kierował, ale nie powinniśmy odbierać Pani mężowi świadomości znaczenia jego czynów, wolnej woli, ani zdolności do dokonywania rozumnych wyborów. Był zatem odpowiedzialny za swoje długi i za swoje kłamstwa.

Ponieważ małżeństwo to także wspólnota majątkowa, a jego kłamstwa wyszły na jaw jeszcze przed ślubem, fakt ten mógł być dla Pani ostrzeżeniem przy rozważaniu decyzji o małżeństwie. Być może należało rozważyć ustanowienie rozdzielności majątkowej, by w przyszłości uniknąć obciążenia Pani długami zaciągniętymi przez męża? Niestety, zdarzają się sytuacje, że kobiety spłacają np. długi zaciągnięte bez ich wiedzy przez byłego męża hazardzistę, jeszcze wiele lat po rozwodzie...

Pisze Pani, że do ślubu podeszła Pani bardzo racjonalnie: "Wzięłam urlop dziekański w trakcie studiów i wyjechałam do Niemiec (jak już wcześniej wspomniałam), żeby zarobić na raty kredytów i pożyczek." Czy to oznacza, że zamiast studiować, pracowała Pani, by spłacić jego długi? Jeśli tak, racjonalne byłoby raczej pozwolenie, by to on poniósł konsekwencje swojej nieodpowiedzialności finansowej. Zamiast spłacać jego długi należałoby więc zadbać o to, by konsekwencje jego postępowania w żaden sposób nie spadły na Panią, lecz wyłącznie na niego. Na ogół ludzie uczą się odpowiedzialności tylko wtedy, gdy sami muszą ponosić konsekwencje swoich życiowych wyborów.

Zaufanie buduje się latami, a traci w jednej chwili. Mogła Pani wybaczyć mężowi kłamstwa w sprawach finansowych, ale nie należało mu tak szybko ponownie zaufać. Nie wcześniej, jak po kilku latach, w trakcie których wykazałby się szczerością i odpowiedzialnością. Zaufania nie zdobywa się zaklęciami "nigdy więcej cię nie okłamię" - to tylko słowa, które trzeba dopiero potwierdzić czynami. Mogłaby Pani zacząć ostrożnie mu ufać w sprawach finansowych, gdyby przez kilka kolejnych lat codziennie przekonywała się Pani, że jego słowa zawsze są prawdziwe, a on już niczego przed Panią nie ukrywa w tej dziedzinie. Tymczasem jego obietnica całkowitej szczerości okazała się całkowicie fałszywa - o kolejnym długu dowiedziała się Pani kilka lat po ślubie.

Wybaczenie a zaufanie to dwie różne sprawy i dwie różne decyzje, które wcale nie muszą iść w parze.

Pisze Pani także, że być może za bardzo naciskała Pani na męża w kwestii ślubu. Uważam, że było dokładnie odwrotnie - była Pani w tej sprawie bardzo delikatna i taktowna. Zazwyczaj małżeństwo lepiej chroni materialne interesy kobiet (np. na wypadek ciąży), dlatego kobiety żyjące już kilka lat w nieformalnym związku często nalegają na jego zawarcie, mam jednak wątpliwości, czy w tym wypadku (z tym konkretnym mężczyzną) zawarcie małżeństwa (bez intercyzy) było dla Pani najlepszym rozwiązaniem.

Nie zadbała Pani o rozdzielność majątkową, by zabezpieczyć się przed długami męża. Pomagała Pani spłacać jego długi. Zaniedbała Pani też własną karierę zawodową, by pomóc jemu w rozwoju zawodowym. Było to bardzo szlachetne, ale dość ryzykowne. Przecież wiedziała Pani już, że mąż jest nieszczery i nieodpowiedzialny w sprawach finansowych. Z tego powodu mam wątpliwości, czy w tej sytuacji można było sobie pozwolić na to, by poświęcić własną karierę zawodową dla niego.

Kolejny ważny wątek dotyczy fantazji seksualnych męża. Nie jest prawdą, że prawdziwa bliskość w związku polega na tym, by dzielić się każdą nierozsądną myślą i ujawniać wszystkie odczuwane emocje. Każde z małżonków ma także prawo do prywatności, a niektóre myśli i emocje dla dobra związku lepiej zachować dla siebie.

Nie dziwi w tej sytuacji, że Pani poczucie własnej wartości jako kobiety ucierpiało z tego powodu. Nie należało jednak doszukiwać się w sobie powodów jego problemów seksualnych. Przyczyna jego fantazji leżała wyłącznie w nim, a nie w Pani.

Być może mąż miał poczucie winy, że dopuścił się zdrady i stąd zaczęły się jego fantazje na temat Pani seksu z innym mężczyzną? Jeśli ta hipoteza byłaby prawdziwa, to mógł poradzić sobie ze swoim poczuciem winy w bardziej konstruktywny sposób, np. korzystając z pomocy psychologa, księdza, czy mądrego przyjaciela, zamiast angażować w tą sprawę Panią.

Myślę, że zabrakło Pani asertywności, gdy mąż zwierzał się Pani ze swoich fantazji seksualnych. Miała Pani prawo odpowiedzieć mu, że nie podoba się Pani ten pomysł i że nie chce Pani więcej wysłuchiwać jego fantazji, zwłaszcza podczas zbliżeń.

Jesteśmy jedynym gatunkiem, który współżyje seksualnie nie tylko w okresie godowym, lecz przez cały rok. Zdaniem Desmonda Morrisa, autora książki "Naga małpa", seks u ludzi ma nie tylko funkcję prokreacyjną, jak to jest u innych gatunków, lecz służy także cementowaniu związku. Podczas seksu (podobnie jak przy karmieniu piersią) wydziela się oksytocyna, hormon powodujący m.in. uczucie bliskości i przywiązania. Jest to potrzebne ze względu na fakt, że wychowanie potomstwa u ludzi trwa prawie 20 lat, a więc znacznie dłużej niż u innych zwierząt. Monogamiczny seks sprawia więc, że para bardziej się do siebie przywiązuje i dzięki temu dłużej razem opiekuje wspólnym potomstwem. Współżycie z wieloma osobami powoduje natomiast, że ludzie słabiej przywiązują się do stałego partnera lub nie przywiązują się do nikogo. Na ogół zmniejsza się też skłonność mężczyzny do opiekowania potomstwem kobiety, która miała wielu partnerów seksualnych, ze względu na niepewność ojcostwa. Z tych przyczyn korzystanie z klubów dla swingersów prowadzi często do rozpadu związku.

Ustępowanie "dla świętego spokoju" bardzo często wcale nie przynosi świętego spokoju, lecz rodzi nowe problemy. Ustąpiła Pani mężowi, gdy nalegał, by spełniła Pani jego fantazje dotyczące seksu z innym mężczyzną. Jego fantazje wprawdzie się skończyły, ale za to Pani małżeństwo jest na krawędzi rozpadu.

Być może jest Pani kobietą, która podejmuje współżycie seksualne z kimś, kogo kocha lub zakochuje się w kimś, z kim uprawia seks. Kobiety częściej niż mężczyźni angażują się emocjonalnie w relacje, które z założenia miały polegać wyłącznie na uprawianiu seksu bez zobowiązań. Tymczasem prawdopodobieństwo, że nowy mężczyzna okaże się odpowiednim kandydatem do stałego związku, jest raczej niewielkie. Gdyby od początku szukała Pani towarzysza na resztę życia, zapewne inne cechy wzięłaby Pani pod uwagę i wg innych kryteriów dokonywałaby Pani wyboru. Np. szukałaby Pani osoby o podobnym systemie wartości i o podobnej wizji wspólnego życia. Zapewne dałaby Pani też sobie więcej czasu, by go dokładnie poznać, zanim zdecydowałaby Pani pójść z nim do łóżka. Będąc wówczas mniej zaangażowaną emocjonalnie, miałaby Pani więcej czasu, by go ocenić na trzeźwo.

Pisze Pani, że boi się Pani zaufać drugiemu człowiekowi. Być może ten lęk jest uzasadniony o tyle, że słabo Pani zna nowego mężczyznę, zbyt słabo, by obdarzyć go pełnym zaufaniem i dla niego zupełnie zmienić swoje dotychczasowe życie.

Inaczej bowiem wybiera się partnera seksualnego na jedną noc, a inaczej - towarzysza na resztę życia. Zakochując się w partnerze seksualnym może Pani - poprzez myślenie życzeniowe - przypisywać mu cechy, których on nie ma. Dopiero gdy minie zauroczenie, np. po ok. pół roku znajomości, będzie Pani w stanie rozsądnie ocenić drugą osobę i dopiero wtedy będzie Pani mogła odpowiedzialnie podejmować ważne decyzje dotyczące wspólnego życia. Teraz taka decyzja byłaby przedwczesna i bardzo ryzykowna.

Jeśli zaś chodzi o Pani małżeństwo, to niestety w nim zapewne nieprędko pojawi się wzajemne zaufanie. Być może nigdy już nie będzie Pani mogła zaufać mężowi, przynajmniej w sprawach dotyczących finansów i seksu. Z drugiej jednak strony należałoby zastanowić się, czy dawne zalety męża są nadal aktualne i ważne dla Pani. Napisała Pani: "Mąż jest dobrym człowiekiem, bardzo dużo pomagał mi przy dziecku, wcześniej zawsze mogłam na niego liczyć. Na początku naszego związku byliśmy bardzo blisko, można było nawet powiedzieć, że przez większość czasu byliśmy nierozłączni." Czy byłaby jeszcze możliwa podobna bliskość z mężem, pomimo braku zaufania?

Pisze Pani: "Dręczą mnie ogromne wyrzuty sumienia, że jestem w stanie wyobrazić sobie życie bez niego." To bardzo dobrze, że jest Pani w stanie to sobie wyobrazić. Warto, by spróbowała Pani sobie możliwie dokładnie wyobrazić życie bez męża, a następnie spróbowała ocenić, czy takie życie byłoby dla Pani lepsze, czy gorsze w porównaniu z tym, jakie ma Pani teraz. Powinna Pani wiedzieć, (1) czy ma Pani ochotę z nim być, (2) czy bycie z nim się Pani opłaca, czy też nie opłaca i (3) czy powinna Pani z nim zostać z powodów moralnych (np. ze względu na przekonania religijne, jego chorobę, czy też ze względu na dobro dziecka). Może Pani postąpić wbrew swoim emocjom i wbrew swoim interesom (np. z powodów moralnych), ale z cała pewnością powinna Pani umieć sobie wyobrazić różne scenariusze swojego życia i umieć zdefiniować swoje interesy (nawet, jeśli nie zdecyduje się Pani nimi kierować).

Wyobraźnia to przejaw wolnej woli, którą Pani posiada. Wyobraźnia nie podlega ocenie moralnej, lecz czyny. Jest Pani odpowiedzialna tylko za swoje decyzje, a nie za to, co sobie Pani potrafi wyobrazić.

Należałoby więc zrobić bilans zysków i strat z Pani małżeństwa. Rozważyć korzyści i straty, materialne i niematerialne, uwzględniając przy tym Pani uczucia, perspektywy na przyszłość, dziedziny, w których mąż spełnia Pani oczekiwania jak i te dziedziny, w których ich nie spełnia.

Należy także wziąć pod uwagę, co się stanie po rozstaniu, w jakich dziedzinach Pani straci, a w jakich zyska. Warto również odpowiedzieć sobie na pytanie, jak widzi Pani możliwość zaangażowania się w nowy związek i czy w większym stopniu spełni on Pani oczekiwania niż obecny. Trzeba też odpowiedzieć sobie na pytanie, czy byłaby Pani gotowa rozstać się z mężem, zakładając, że nowy związek okaże się nieudany? Jeśli tak, to byłby to ważny argument za rozstaniem.

Ostatni wątek dotyczy kwestii etycznych. Trzeba także wziąć pod uwagę interes dziecka. Jakim ojcem dla dziecka jest Pani mąż, jakie ma ono relacje z nim i jak przeżyłoby ewentualny rozwód rodziców? Generalnie najlepsze warunki dla rozwoju dzieci są w pełnych i szczęśliwych rodzinach, z drugiej jednak strony obserwowanie na co dzień toksycznego związku rodziców może być dla dziecka gorsze niż ich rozwód. Stąd należałoby też rozważyć, czy są jeszcze szanse, by naprawić to małżeństwo, zwłaszcza, że wybaczyła Pani mężowi. Z drugiej jednak strony, jeśli dziecko zbliża się do pełnoletniości, to ten argument z każdym rokiem traci na znaczeniu.

Osoba wierząca zapewne wzięłaby pod uwagę także swoje przekonania religijne dotyczące nierozerwalności małżeństwa (co wszakże nie wyklucza separacji).

Wspomina Pani także o chorobie męża, co powstrzymuje Panią przed rozstaniem z nim. Mam jednak wątpliwości, czy choroba męża jest tutaj poważnym argumentem przeciwko rozstaniu, czy może tylko pretekstem, pozwalającym Pani uniknąć zastanawiania się nad ważnym pytaniem, co chce Pani zrobić z resztą swojego życia? Nie wiem, na ile jego stan jest poważny. Gdyby były podstawy do przypuszczeń, że już niewiele życia mu zostało, lub gdyby z powodu choroby był niezdolny do samodzielnego życia, ten argument wydawałby się zasadny. Jednakże z białaczką można żyć nawet 20 lat. Przypuszczam także, że Pani mąż nie chciałby, by najbliższe 20 lat została Pani z nim tylko z tego powodu, że jest chory, gdyż takie poświęcenie z Pani strony mogłoby być dla niego upokarzające.

Podsumowując, należałoby bez pośpiechu przemyśleć wszystkie argumenty za i przeciw i podjąć jakąs decyzję. Gdyby uznała Pani, że warto ratować małżeństwo, polecałbym seminarium video nt. małżeństw Marka Gungora "Przez śmiech do lepszego małżeństwa", w którym jedna z jego trzech części poświęcona jest właśnie problemom seksualnym.

Pozdrawiam serdecznie -
:-)
Bogusław Włodawiec




    Autor jest psychologiem, psychoterapeutą. Zajmuje się psychoterapią nerwic, depresji, zaburzeń odżywiania, uzależnień, współuzależnienia i DDA. Prowadzi praktykę prywatną.


Inne porady