Forum dyskusyjne

RE: Leniwy, bierny mąż.

Autor: sanaziolowa1   Data: 2025-01-15, 14:30:22               

Dziekuje wszystkim bardzo za wpisy. Bardzo doceniam szczere komentarze I czas ktory mi poswieciliscie. Bardzo to mile I pouczajace.

Szczerze mowiac nie spodziewalam sie ze mili komentatorzy ocenia mnie jako prozna, zarozumiala, "wszystkowiedzaca", beda nabijac z moich "zalet" i umiejetnosci smazenia kotletow, a nawet oskarza mnie o ...klamstwo (doslownie "pisanie fikcji").
Znajomi I rodzina uwazaja mnie za ....glupia I naiwna, dobroduszna osobe ktora wszyscy wykorzystuja, lub proboja, szczegolnie finansowo. Osobe ktora nie ma poczucia wlasnej wartosci I ciagle pomaga innym, ciaglymi radami, uzytecznymi linkami, pozyczkami, fizyczna pomoca np w przeprowadzce I opiece nad dziecmi, rowniez niepelnosprawnymi lub trudnymi (oczywiscie za friko), zapominajac czesto o sobie. Co oczywiscie swiadczy o moim wiekszym problemie, z somoocena I kompleksami.

Moj zwiazek z mezem tlumaczylam innym od poczatku jako "charytatywny" oraz cytujac jedna komentatorke "z braku laku" bo inny lepszy sie nie trafi bo jestem grubaska.
Ja czyli kobieta z 3-ma fakultetami z wymagajacych warszawskich uczelni, ktora naprawde ciezka praca (bo nie urodzilam sie zbyt zdolna, nadrabialam pracowitoscia), zelazna dyscyplina, lzami I potem, bez zadnej pomocy rodzicow (zmarli tragicznie kiedy bylam nastolatka) I naprawde ogromnym wysilkiem osiagnela (spory, powiem nieskromnie) sukces finansowy I samodzielnie wychowala I wyksztalcila corke (ktora teraz jest samodzielna jak jej mamusia I swietnie sobie w zyciu radzi, nawet mi zafundowala wyjazd do Rzymu ostatnio w prezencie) ozenila sie z ...nieudacznikiem. Fajtlapa, ofiara losu.

Nie wiem dlaczego slowo "mebel" ktorym opisywalam meza wydaje sie czytelnikom az tak obrazliwe.
W porownaniu z tym co ja przezywam na co dzien to slowo jest calkiem mile.
Facet po prostu mnie wykorzystuje. Wiele osob mnie wykorzystuje - bo jestem chojna I zaradna I chetna pomocy innym, zwlaszcza pomocy praktycznej. Ale w przypadku innych to ja decyduje w co sie pakuje. A w przypadku meza - juz sie wpakowalam. I teraz placze ...ze swojej glupoty.
Maz sam zarabia tylko tyle na jego raczunki telefoniczne, barbera I ubrania. Ja go zaprosilam na mieszkanie na moje piekne mieszkanie (zreszta jedno z dwoch), praktycznie go utrzrymuje, funduje wycieczki I restauracje, opieram w mojej nowej lux pralce, gotuje (zdrowe potrawy z ekologicznych skladnikow), sprzatam, woze moim nowym samochodem (on nawet nie ma prawa jazdy).
I to wszystko bylo dla mnie akceptowalne (czy jestem matka Terasa?) gdyby maz byl choc troche zabawny lub... nawet o mniej poprosze. Choc troche rozmowny. Tylko tyle. A nie byl kolkiem, milczacym emblem ktorego iloraz inteligencji nie pozwala na jakikolwiek komentarz bo po prostu nie rozumie co ja mowie...nie mowiac juz o aluzjach, analogiach.
Patrzrac na to wszystko chce mi sie wyc. Czesto kiedy kolejny raz uzyje jakiegos ogolnego stwierdzenia ktore spotyka sie z niezrozumieniem zaczynam plakac, wyc ze lzami, a maz na to patrzry I oczywiscie nie wie co powiedziec. On tego tez oczywiscie, nie rozumie. Milczy. Jak mebel. Nawet pies (dorosly) by tak sie patrzyl.
Czasem sobie mysle ze lepiej bylo przygarnac osobe bezdomna z dworca I jej to wszystko zapewnic, pod jednym tylko warunkiem - ze ta osoba bylaby rozmowna.
A ja nie mam z tego zwiazku kompletnie nic. A wymagam tak malo. A daje mu tak duzo.
Dlatego troche mnie zaskoczyly niektore komentarze.
Czy Wy piekne dziewczeta tez byscie sie chojnie podzielily w lzach, bolu I cierpieniu zdobytym sukcesem materialnym z nieudacznym gosciem? (to pytanie retoryczne)
Czy raczej - milosc, mile slowka, I akceptacja I pozwalanie innym rozwinac skrzydla, oczywiscie - ale zaraz, hola! koles, musisz cos miec, zawod, mieszkanie, prace. Inaczej spadaj.
Ja tak NIE myslalam wogole. Dla mnie ten zwiazek to tylko I wylacznie materialne straty - beda jeszcze wieksze jak wezme rozwod bo nie mamy intercyzy (a u mnie naprawde JEST co dzielic, to byla moja decyzja, tym pokazalam mu ze mozna naprawde miec zaufanie do ludzi). I dla mnie to jest OK. Byle tylko koles cos mi dawal - tylko prosze o minimum - rozmowe. Nie musi byc nawet zbyt dowcipny ani elokwentny. Czy ktos na forum jest w stanie zrozumiec moj bol, jaka sie czuje oszukana?
Czy moze przeciwnie, niektorzy sie troche skrycie identyfikuja z tym milym, nieagresywnym, nieambitnym leniuszkiem, ktory, slowa zlego na nikogo nie powie ale tez nikomu nic nie da, nie pomoze, ba! nawet slowem sie nie odezwie bo ma tylko malutki rozumek.

Wracam do pytania poczatkowego - czy to jest moralnie sluszne zrywac z facetem bo jest nudny I nic nie wnosi, nawet jesli finansowo on na tym skorzysta a ja strace, biorac pod uwage ze po rozwodzie bedzie mu ciezko. Jego mamusia jest juz wiekowa I schorowana.
Zerwanie z mezem I rozwod (pomijajac ze "zarobi na tym" finansowo) - cytuje jego wlasne slowa " byloby jakbys bezdomnego zaprosila do palacu na uczte, on by myslal ze to juz na zawsze, potem bys odkryla ze jednak nie jest taki fajny ten bezdomny, I go kopnela w d... spowrotem na ulice"? Co sadzicie?

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku