Artykuł

Marta Żurowska

Marta Żurowska

Czy zdrowe jedzenie może nas zniszczyć?


    Cóż złego w tym, że dbając o swoje zdrowie, zrezygnujemy z fast-foodów, choresterolu, konserwantów, tłuszczy, cukrów, soli? Będziemy zdrowsi. Nasz brzuch nie będzie śmietnikiem. Będziemy się lepiej czuć. A jeśli przesadzimy? Anoreksja, bulimia – choroby, o których ostatnio dość głośno. Ale do tego niechlubnego grona prężnym krokiem wkracza nowy dręczyciel naszych myśli, nowa choroba...

Choroba ta – ortoreksja – pochodzi od dwóch, łacińskich słów: orto – prawidłowy, oreksis – apetyt. Wymyślił ją amerykański lekarz Steven Bratman. Jako dziecko chorował na alergię, dlatego rodzice pozwalali mu jeść tylko niektóre produkty. Musiał wykluczyć ze swojej diety mleko i pszenne pieczywo. Z biegiem czasu sam zaczął komponować dla siebie potrawy. Poświęcał na to mnóstwo uwagi, aż w końcu stało się to dla niego obsesją. Nie mógł skoncentrować się na niczym innym poza zdrową dietą. Spędzał kilka godzin dziennie na przygotowywaniu posiłków. Sama czynność jedzenia także stała się niezwykle czasochłonna. Każdy kęs przeżuwał kilkadziesiąt razy. Był znawcą wszelkich najnowszych, prozdrowotnych trendów żywieniowych. W jego biblioteczce można było znaleźć głównie książki o zdrowym jedzeniu. Oczywiście w tej sytuacji jego życie zawodowe, rodzinne i towarzyskie zeszło zupełnie na margines.

Steven Bratman miał szczęście w nieszczęściu. Zaobserwował, że niektórzy jego pacjenci są tak skoncentrowani na zdrowym jedzeniu, że to staje się w końcu przyczyną ich choroby. Doszedł do wniosku, że ma dokładnie taką samą obsesję, którą nazwał ortoreksją i opisał ją w swojej książce pt.: „W szponach zdrowej żywności”.

Ortoreksja jest jednostką chorobową zaliczaną do zaburzeń odżywiania o podłożu psychologicznym. Jest to obsesja na punkcie jakości przyjmowanego pokarmu. Ortorektycy stosują bardzo rygorystyczną dietę, która eliminuje coraz więcej produktów, aż w końcu pozwalają sobie na spożywanie jedynie kilku z nich, które według ich przekonań są bezpieczne. A wtedy dość szybko pojawiają się problemy zdrowotne na skutek braku składników mineralnych i witamin – „dieta cud”, która miała dodać siły i energii doprowadza do makabrycznej pułapki. Jednak to nie zdrowotne powikłania są najgorsze. Niedobór potasu czy wapnia można w miarę szybko nadrobić. Ale co zrobić, gdy w głowie kłębi się jedna myśl: co zjeść? Zjeść czy nie zjeść? Czy to zdrowe? Czy mogę to zjeść?

Już kładąc się spać myślimy o jutrzejszym menu, przeglądamy najnowsze diety, czytamy artykuły o zdrowym odżywianiu, spędzamy godziny w sklepie z ekologiczną żywnością, skrupulatnie liczymy kalorie, a wizja siebie ze „smakowitym” fast-foodem przeraża. Jeśli już jednak zdarzy się takie, wcale niemałe według ortorektyka, szaleństwo to poczucie winy i wyrzuty sumienia każą to odpokutować przez jeszcze bardziej surowe restrykcje. Ciągłe myśli o jedzeniu aż huczą w głowie, nie ustępują miejsca żadnym innym. Nie ma szans pomyśleć o pracy, rodzinie czy rozrywce. Niemal całkowicie umysł ortorektyka owładnięty jest przez natrętne myśli. Ale co z tym zrobić? Jak z tym walczyć? Jak uciec od własnych myśli?

Cokolwiek zaczniemy robić, to i tak jedna, wciąż ta sama myśl powraca – co zjeść, żeby było zdrowe? Ortorektycy w przeciwieństwie do anorektyków skupiają się na jakości, a nie na ilości produktów. Jednak ich myśli krążą wokół tego samego wiru – jedzenia.

Początkowo wszystko wydaje się niewinne – dbamy o siebie, o zdrowie, urodę. Nie ma przecież w tym nic złego. Stopniowo jednak coś, co miało być w naszym władaniu, zaczyna nami rządzić. Dostosowujemy swój dzień do posiłków, unikamy obiadów z rodziną, rezygnujemy z grilla u przyjaciół, a urodzinowy tort staje się przekleństwem. W końcu brakuje czasu na pracę, bo trzeba przygotować posiłek czy przejrzeć nowinki dietetyczne. Nawet nie zauważamy, kiedy jedzenie przejęło nad nami kontrolę.

Jak to się dzieje, że człowiek – istota racjonalna pozwala tak łatwo nad sobą zapanować? Niewątpliwie jedną z przyczyn jest chęć dbania o siebie, zgubienia kilku zbędnych kilogramów i wprowadzenia drobnych zmian w nawyki żywieniowe. Jednak czy taka odpowiedź jest wystarczająca? Warto spojrzeć na problem nieco głębiej.

Badania E. Mikołajczyk wskazują, że osoby z tendencją do zachowań perfekcyjnych są bardziej narażone na zaburzenia odżywiania. Ich standardy zachowań są tak wysokie we wszystkich sferach życia, że sprostanie im jest niemożliwe. Cudowny związek, zdrowe, mądre dzieci, satysfakcjonująca praca, zgrabna sylwetka, szerokie zainteresowania – każdy sobie tego życzy i stara się to osiągnąć. Jednak perfekcjoniści nie dają sobie przyzwolenia na popełnianie błędów. Wprowadzają ostre zasady i wymagania nawet w swoim jadłospisie, a wszelkie słabości odbierają jako sromotną porażkę. Jednak czy to nie wolność jest najwyższą wartością człowieka? A gdzie tu miejsce na wolność, gdy rządzi nami jedzenie?

Nie od dziś wiadomo, że zaburzenia odżywiania idą w parze z problemami emocjonalnymi. Ucieczka w myślenie o jedzeniu może być antidotum na samotność i pustkę. Ale do czego prowadzi ortoreksja, jeśli nie właśnie do wykluczenia z życia społecznego? Unikamy towarzystwa, bo to się łączy ze spotkaniem przy jedzeniu, ale znajomi w końcu także unikają nas, bo jak długo można rozmawiać o zdrowym żywieniu? I tak zatoczyliśmy błędne koło – wciąż odczuwamy samotność.

Liczne grono ortorektyków to młode osoby wychowywane najczęściej w rodzinach nadopiekuńczych. Często są psychicznie uzależnione od swoich rodziców, nie są w stanie podjąć decyzji o życiu na własną rękę. Więź z rodziną jest u nich tak mocna, że czują się wręcz nielojalni, gdy podejmują jakieś kroki bez konsultacji. Wprowadzając „udziwnienia” w menu chcą zamanifestować swoją autonomię. Jest to jednak pozorna niezależność. Zamiast poczucia odpowiedzialności za siebie wpadają w sidła nowego władcy.

Młody człowiek ma także olbrzymią potrzebę budowania własnej tożsamości i indywidualności. Nikt z nas nie chce być tuzinkowy, ale czy taki sposób wyróżniania się z tłumu jest rzeczywiście tym, na czym nam zależy?

Ortoreksja jest powolnym wyniszczaniem swojego ciała i psychiki. Osoby zmagające się z nią powinny czuć się po prostu oszukane. Bez względu na to, czy powodem tej „przygody” ze „zdrową” dietą była poprawa samopoczucia, potrzeba autonomii, wypełnienie wewnętrznej pustki czy poczucie indywidualności – osoby te zabrnęły w zaułek, w którym znajduje się zupełnie coś przeciwnego niż poszukiwały: gorszy nastrój, uzależnienie, jeszcze większa pustka i odtrącenie. To, przed czym chcą uciec, to ich goni, a to, co chcą osiągnąć oddala się.

Najważniejsze jednak jest, aby na trasie tego biegu dostrzec znak „stop”, zatrzymać się i spytać „dokąd biegnę?”. Bowiem świadomość problemu to warunek konieczny do wyjścia z pułapki – ortoreksji.



    Autorka jest psychologiem, ukończyła Instytut Psychologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego i liczne staże zawodowe. Posiada doświadczenie w pracy z dziećmi i dorosłymi. Jest w trakcie zdobywania certyfikatu psychoterapeuty poznawczo-behawioralnego. Prowadzi Centrum Psychologiczno-Szkoleniowe adAlta.




Opublikowano: 2009-03-07



Oceń artykuł:


Skomentuj artykuł
Zobacz komentarze do tego artykułu