Artykuł

Przemysław M. Kot

Przemysław M. Kot

Szczęśliwe społeczeństwo: Tolerancja


Dopóki mam możliwość wyboru,
będę przebywał jedynie w takim kraju,
w którym obowiązuje wolność polityczna,
tolerancja i równość wszystkich obywateli wobec prawa.


Einstein


Wstęp


Jakkolwiek tolerancja wydać się może aktem jednostkowym, indywidualnym z humanistycznego punktu widzenia, to fakt, że człowiek jest istotą społeczną i przychodzi mu brać aktywny udział w życiu różnych grup społecznych, stawia tolerancję jako jedno z ważniejszych zagadnień psychologii społecznej.

Na płaszczyźnie psychologii ogólnej nie sposób ustrzec się przed powiązaniami z innymi dziedzinami nauki. Postanowiłem ująć tolerancję z różnych punktów, lecz nie z tych, o których i tak powiedziano już wiele. Wszystkie są jednak stosowane na użytek tematyki. Jest to praca traktująca problem z możliwie czysto psychologicznego punktu widzenia, bo dotyka nie tylko socjologicznego spojrzenia, ale przenika również przez niemal wszystkie dziedziny psychologii. Zastrzegam też, że znajdują się tu również autorskie interpretacje, zaś punktem wyjściowym jest dla mnie wszelki wpływ społeczny.

Omawiany temat podejmować może nie tylko psychologia społeczna, ale i psychologia integralna, psychologia tłumu, różnic indywidualnych, a nawet środowiskowa czy kliniczna. Nie w każdym podręczniku do psychologii społecznej znajdziemy rozdział poświęcony tolerancji, lecz w każdym znajduje się jakże słuszna teza, iż na jednostkę przemożny wpływ wywierają inne jednostki.

Nie bez przyczyny dwuczłonowo zatytułowałem niniejszy szkic. Znaczenie indywidualne oraz kolektywne tolerancji nie jest, moim zdaniem, adekwatnie dostrzegane i respektowane. Pora położyć temu kres. Pora stanąć z problemem twarzą w twarz. Pora na tolerancję!

Wpływ społeczny


Zacznijmy od początku. Nauka określana mianem psychologii społecznej w centrum zainteresowania stawia to, co dzieje się w umyśle człowieka i to, jak tenże zachowuje się przy innych ludziach. Stąd też ten dział psychologii opiera się głównie na danych empirycznych, zaczerpniętych prosto z życia, oraz na behawioryzmie.

Zdaniem psychologów społecznych to właśnie ta zmienna - inni ludzie - oddziaływuje na nas najsilniej. Obecność drugiego człowieka bądź grupy osób wpłynie na to, jak w danej sytuacji postąpimy. Pozostałe czynniki również mają swój udział, na przykład cechy osobowości, różnice indywidualne, liczebność grupy, jednak z pragmatycznego punktu widzenia są one nieco mniej istotne. Ważne, żeby uświadomić sobie, że w zależności od sytuacji nasze zachowanie będzie determinowane przede wszystkim przez kontakt z innymi osobami [1].

Sytuacjonizm może być dwojaki. Najogólniej rzecz ujmując sytuacje społeczne zależą od typu kontaktu z drugim człowiekiem - może być on bezpośredni (np. gdy idziemy w parku alejką i spotykamy znajomego) lub pośredni (gdy nie spotykamy nikogo w owym parku, ale wpływ ludzi zaznacza się w sposób pośredni - sama alejka, którą idziemy, jest przecież dziełem rąk ludzkich, a nasz zachwyt nią może być spowodowany komentarzami innych, które usłyszeliśmy wcześniej).

Sytuacjonizm, bezpośrednie lub niebezpośrednie występowanie innych osób ma znaczenie nie tylko dla postawy i zachowań tolerancyjnych, ale dla całego funkcjonowania jednostki.

Kiedy w 1897 roku odkryto facylitację społeczną, nie wiedziano jeszcze, jak złożone to zjawisko. Słynny przykład Normann'a Triplett'a, który zauważył, że zawodnicy ścigający się z innymi uczestnikami wyścigu uzyskują lepsze wyniki, niż gdy jeżdżą sami, dobrze ilustruje postęp wyników jednostki spowodowany obecnością innych jednostek (facylitacja społ.), niemniej w pewnych okolicznościach obecność innych osób może wpływać w hamujący, spowalniający sposób (np. zwykła trema), szczególnie, gdy dotyczy to czynności niezbyt dobrze wyuczonych, powodując próżniactwo społeczne. Polega to na zmniejszeniu wydajności jednostki i zrzuceniu części odpowiedzialności na pozostałych członków grupy, co zwiększa się wraz ze wzrostem liczebności tejże. Co ciekawe, zjawisko próżniactwa zdarza się częściej w męskich grupach pracowniczych.

Chcąc przyjrzeć się bliżej psychologii społecznej i odnosząc to w dalszym ciągu do tolerancji, warto przedtem poznać teorię ról społecznych.

Literacki przykład gombrowiczowskiego "Ferydurke" ma wyraźne związki z realnym funkcjonowaniem każdej społeczności. Każdy z nas - uczeń, rodzic, strażak, nauczyciel, autor tej pracy - pełni określone role w poszczególnych sytuacjach. Sytuacje te decydują o roli oraz o jej społecznym znaczeniu (i tak podczas klasówki czy nabożeństwa podział ról jest przejrzyście zarysowany, choć nie zawsze uświadamiany przez uczestników). Rola społeczna jest zatem społecznie zdefiniowanym wzorcem oczekiwanych zachowań od osoby funkcjonującej w danej sytuacji lub grupie.

Sytuacje mają także własne reguły, czyli wytyczne określające typowe zachowanie w pewnych okolicznościach. Reguły te ułatwiają interakcje międzyludzkie, sprzyjają też osiągnięciu rezultatów, jakich życzą sobie stanowiący większość lub sprawujący władzę. Klasyczne doświadczenie ze "standfordzkim więzieniem" potwierdziło tę koncepcję; polegało ono na umieszczeniu dużej heterogenicznej grupy studentów, których losowo przydzielono do dwóch grup - więźniów i strażników. Obserwacje zachowań tych przypadkowych i zróżnicowanych ról dało zdumiewające wyniki. Eksperyment ujawnił, jak szybko ludzie przyjmują role w danych okolicznościach, choćby nie byli wcześniej specjalnie o nich pouczeni. Zaobserwowano relacje oparte w głównej mierze na przymusie i obezwładnieniu, czyli władzy ze strony strażników oraz bierności i posłuszeństwie więźniów. Ponadto studenci grający strażników zwierzali się potem, że byli zdziwieni łatwością, z jaką przyszło im znajdowanie przyjemności w posiadaniu władzy nad innymi. Osobiście uważam, że chodzi tu o coś więcej niż o choćby freudowską zasadę przyjemności. I jestem głęboko przekonany, że ma to odzwierciedlenie w postawie nietolerancyjnej, wrogiej, dyskryminującej jakieś środowisko. Role strażników i więźniów są znane powszechnie (dlatego studenci wiedzieli, skąd brać scenariusze) i występują w życiu reszty społeczeństwa pod inną, znacznie lżejszą postacią zależności (np. uczeń i nauczyciel, pracodawca i pracownik), choć, oczywiście, znacznie rzadziej w tych postaciach dochodzi do nagannych, patologicznych postępowań. Taki model interakcji znajduje analogicznie swoiste odbicie w nietolerancji i wpisuje się dodatkowo w teorię norm społecznych.

Normy społeczne zawierają instrukcje co do tego, jak powinni zachowywać się członkowie danych grup. Przystosowanie się do grup zależy od poznania zbioru norm. Odbywa się to na dwa sposoby: na dostrzeganiu jednolitych zachowań wszystkich lub większości członków grup bądź na obserwacji negatywnych konsekwencji odstępstw od tychże norm (zachowania nietypowe, patologiczne). Jak sami dobrze wiemy, wyłomy od przyjętych norm spotykają się z sankcjami lub karami, a także z brakiem akceptacji.

Warto zauważyć, że proces ulegania rolom, normom jest tak skonstruowany, że jednostka nie zdaje sobie z niego sprawy. Równie zauważalny, a jeszcze mnie świadomy jest także proces poznawania rzeczywistości.

Stereotypy i uprzedzenia a schematy poznawcze


Gdy słyszymy o tolerancji, często słyszymy też o stereotypach i uprzedzeniach. A rzecz jest równie prosta, co i interesująca.

Schemat poznawczy stanowi podstawową jednostkę ludzkiego poznania. Jest to sposób, w jaki kształtujemy i szufladkujemy całą naszą wiedzę, układ naszych życiowych doświadczeń ułatwiający rozpoznawanie elementów rzeczywistości. Taki schemat staje się reprezentacją umysłową - w naszych umysłach każda nazwana rzecz lub osoba ma swój prototyp (egzemplarz kojarzony z osobą lub przedmiotem). Dlatego na słowo "kot" mało kto zareaguje myśląc o tym samym konkretnym kocie, co ja, czy na przykład mój znajomy. Jest to wręcz niemożliwe.

Łatwo natomiast przewidzieć znaczenie takiego niedokładnego, aczkolwiek konstruktywnego dla ludzkości procesu poznawczego. Schematy poznawcze sprzyjają standaryzacji, niepodatności na zmiany czy modyfikacje. Sprzyjają stereotypom społecznym.

Powszechne, raczej domyślne rozumienie terminu stereotyp jest zupełnie przyzwoite. Stereotyp może odnosić się jedynie do ludzi, grup społecznych wyodrębnionych z całej reszty ze względu na jakieś cechy, z którymi się je identyfikuje. Do tych cech zalicza się m.in.: płeć, wyznanie, rasę, zawód, narodowość, pochodzenie, orientację seksualną. Jedna z definicji stereotypu brzmi: "stereotyp społeczny to tendencja do uproszczonego i zdeformowanego spostrzegania grup ludzi" [2]. W opisie tym kryje się pewna ocena - jeśli bowiem nasze poznanie opiera się na schematach, w tym na stereotypach, czy całe nasze poznanie jest tak samo wybiórcze, równie niepełne, uproszczone? Taki wniosek pozostawiam pod rozwagę czytelników.

Metoda stereotypów i uprzedzeń jako formowanie swojego światopoglądu ma swoje wady i zalety. I choćbyśmy nazywali siebie tolerancyjnymi, to schematycznego poznawania i nieco stereotypowego pojmowania ludzi czy środowiska nie sposób uniknąć.

Warto przy tej okazji podkreślić za Hanną Hamer, że "struktura wiedzy ma charakter samopodtrzymujący się". Przykładowo: dyskryminując osobę/grupę, do której jesteśmy uprzedzeni, możemy doprowadzić do zachowań patogennych lub karalnych, potwierdzając jednocześnie nasze uprzedzenie.

Jako nadrzędne cechy stereotypu podaje się: prymitywne zróżnicowanie emocjonalne, naduogólnianie (brak różnic między członkami danej grupy, traktowanie ich jako masy), sztywność i niezmienność, a także podzielanie przez ogół społeczeństwa i dziedziczność (jako element kultury). Stereotypowość widać już w warstwie języka: określenia "my", "oni", przymiotniki opisowe i wartościujące (patrioci, ostrożni, szowiniści, skąpi), ale i określenia jednoznacznie negatywne (dziwny, nienormalny, zagrażający, wróg); pokazuje to, jak głęboko tkwią one w życiu człowieka. Teraz łatwiej zrozumieć, dlaczego popularną tendencją stało się używanie słowa "inny" (kochający inaczej, mądry inaczej), gdyż w dobie szerzenia tolerancji i walki o nią, jest to słowo niejednoznaczne, dające do myślenia. Nie "zły", "głupi", "dziwny", tylko po prostu inny. Bo przecież wszyscy się różnimy, wszyscy jesteśmy inni. Takim sposobem jednak niełatwo zmienić stereotypy, ponieważ są one z natury trudno modyfikowalne.

Przyczyny takiego stanu rzeczy są następujące: stereotyp pełni ważną funkcję w ocenie rzeczywistości, gotowe formułki wiedzy trudno przeorganizować lub zakwestionować, a ludzie są oszczędni poznawczo (ekonomiczność).

W związku z podejściem do stereotypów i uprzedzeń i ich etymologią, nasuwa się jeszcze jedno pytanie: czy osoby "myślące stereotypowo" mają ubogą znajomość ludzi, otoczenia? I czy takie stwierdzenie samo w sobie nie byłoby stereotypem?

Istotnie, schematy poznawcze grają pierwsze skrzypce w orkiestrze ludzkiej wiedzy. Zniekształcają i upraszczają przynajmniej w jakimś stopniu rzeczywistość. Jak bardzo? Trudno ocenić. Niestety to jak dotychczas nasz jedyny sposób poznawania świata. Bez wątpienia schematy mają ścisły, przyczynkarski związek ze stereotypami i uprzedzeniami.

Należy odróżnić jednak stereotyp od uprzedzenia. Ten pierwszy jest bowiem wynikiem trwałej, silnej, wrogiej i nieuzasadnionej postawy wobec grupy lub osoby wyłącznie z powodu przynależności człowieka do danej grupy. Inne są przyczyny powstawania uprzedzeń: osobowość autorytarna, niezaspokojone potrzeby, przeniesienie agresji na tzw. kozła ofiarnego, zdehumanizowane stosunki międzyludzkie, kategoryzacje społeczne MY-ONI, kultura. Widać, że są to elementy tkwiące i w jednostce, i w całym społeczeństwie. Jednakże zarówno stereotypy, jak i uprzedzenia przyczyniają się do nietolerancji i wzmacniają ją.

Zaznaczam tu, że wyżej wymienione przyczyny należą na najczęściej podawanych i rozpowszechnianych. Odnaleźć można poza tym alternatywne hipotezy, niektóre potwierdzone doświadczalnie, jak choćby teza, że uprzedzenia stanowią formę agresji, a ta jest efektem frustracji. Takie twierdzenia pełnią ważną rolę przy próbach eliminowania stereotypów i uprzedzeń, a tym samym budowania tolerancyjności.

Z własnych obserwacji wnioskuję, że poza "praprzyczynami" niezrozumienia czy niechęci można podać inne, wywodzące się ze struktury organizacji społeczeństw. Celowo przywołałem teorie ról, norm i reguł. Pewne przejawy braku akceptacji mogą pochodzić z tego pola przyczyn. Wszelkie bowiem "odchyły" od tego, co uznaje się za właściwe, typowe, normalne, spotkać się mogą z objawami nietolerancji, podobnie w kwestii przekonań.

Koncepcja zbiorowej duszy tłumu Gustawa Le Bon'a doskonale tłumaczy mechanizm kształtowania się braku akceptacji. "Autorytaryzm i nietolerancja są uczuciami dla tłumu jasnymi, tak że skwapliwie je przyjmuje i dąży do jak najszybszego ich urzeczywistnienia" [3]. Każde wyłamanie się może, choć niekoniecznie musi, stanowić podstawę do represyjnej reakcji ogółu. Z tej przyczyny tolerancja niejednokrotnie jest synonimem odwagi i wolności.

Teoretycznie wynika z powyższego, iż cokolwiek nie zgadza się z powszechną opinią nie ma prawa bytu, bo czeka je dyskryminacja. Rzecz jasna, nie jest to tak skrajne. Prawdziwy trud, jaki przychodzi sobie zadać, to odpowiedzieć na pytanie, jakie "odstępstwa" są tolerowane, a jakie nie?

Krótka refleksja nad tolerancją i jej brakiem


Poznajemy niemal od małego stereotyp Żyda, Cygana, Niemca i wiele innych. W naszym kraju mają niezwykle podatny grunt.

Podczas lektury "My z Jedwabnego" Anny Bikont zastanowiły mnie wyjaśnienia sprawców i innych, nierzadko postronnych osób, tłumaczące przyczyny szokującego mordu na ludności żydowskiej. Jedni twierdzili, że stało się to z powodu odrębności tej części jedwabieńskiej społeczności, czy też uzależnienia ekonomicznego (chociaż poza finansjerą, mieszkali tam również bardzo ubodzy Żydzi); inni uważali, że Żydzi sami siebie mieli za lepszych od reszty, ale podawano też, że to z przymusu ze strony Niemców lub dla rabunku. Motywacje poszczególnych osób biorących udział w zbrodni, czy w innych postaciach dyskryminacji, jak szykany, wyzwiska, były zróżnicowane, ale ich zespolenie wywołało kolektywne działanie. Uznano, że asymilacja i wyeliminowanie posłuży szeroko pojętemu "dobru społecznemu", choć niełatwo pisać w ten sposób o przerażającym spaleniu w stodole żydowskich sąsiadów mieszkańców Jedwabnego. Uprzedzenia do tej grupy narastały od stuleci, a pogromy w Polsce zaczęły się jeszcze przed II wojną światową.

Analizę psychologiczną tej eskalacji przemocy i dyskryminacji pozostawiam specjalistom i wszystkim kompetentnym osobom. Nie sposób jednak uniknąć interpretacji w duchu własnego sumienia i rozumu.

Jeśli oprawcy uznali wspólnie, że mord ten jest pro publico bono, to na jakiej podstawie? Pojęcie dobra społecznego ma ogromne znaczenie w postawie tolerancyjnej (tym tłumaczy się np. niechęć do homoseksualistów z obawy przed zagrożeniem dla tradycyjnych wartości, gł. rodziny), lecz jego zdefiniowanie jest kłopotliwe. Nie ma wszak takiej sytuacji (albo jest wyjątkowo trudna do osiągnięcia), żeby wszystkie grupy składające się na dane społeczeństwo były jednakowo i w pełni zadowolone z warunków, w jakich żyją. Jak widać, niestety, owo trudnodefinowalne teoretycznie i pragmatycznie dobro powszechne, ma niepokojąco mobilizujący wpływ na postawę i zachowanie zbiorowości, która potrafi zamienić się w jedną krwiożerczą bestię. Niezaprzeczalnym jest natomiast fakt, że za nietolerancją stoi lęk przed naruszeniem wartości powszechnie wyznawanych.

Lepsza kondycja ekonomiczna, kulturowa czy polityczna jakiejś grupy może przyczynić się do negatywnego nastawienia ze strony pozostałych. A w przypadku przekroczenia pewnego, trudnego do określenia, pułapu, postawy mogą przekształcić się w czyny. Lecz nie wszyscy członkowie grupy poddają się woli większości. Możliwe jest to ze względu na cechy charakteru wyłamującej się jednostki, ale i sytuacji w jakiej się znajduje (niekiedy taki wyłom może być drastycznie represjonowany przez tłum lub władzę). Pamiętam, jak przeglądając książki do tego opracowania, natrafiłem na fotografię czołgu i podpisem pod zdjęciem: "Czy jesteś tak odważny, by przeciwstawić się władzy?". Może za taką odwagę nonkonformizmu odpowiedzialne są geny, może ogólna sytuacja jednostki, a może cechy osobowości.

Zatem tolerancja lub jej brak to coś znacznie więcej niż się zdaje. Ciągle jednak nie wiemy, kiedy próg tolerowania zostaje przekroczony, czy można temu zapobiec, czy można nauczyć ludzi takiego widzenia świata i stosunków z innymi ludźmi, by nietolerancja nie zaistniała.

Psychologia tłumu i ukryta kamera, czyli o "przepływie postaw" [4]


Jednym z wielkich zagadnień i problemów psychologii społecznej jest to, w jaki sposób jedno pokolenie przekazuje swoją kulturę i formy myślenia następnym, i co dzieje się z psychiką jednostki po wejściu w relacje z innymi. Nietolerancja to przecież żadna nowość. Dotychczas zdobyta wiedza, dane z doświadczeń i eksperymentów, klasyczne i nowatorskie teorie coraz lepiej tłumaczą wiele procesów jednostkowych i zbiorowych. Chciałbym tu poruszyć problematykę tego, czy tolerancyjnym się jest czy raczej można się stać?

Jednostce bardzo trudno przeciwstawić się grupie w jakikolwiek sposób, zwłaszcza w sytuacji bezpośredniego kontaktu. Jeszcze trudniej uczynić to w kwestii przekonań i poglądów motywowanych przez stereotypy i uprzedzenia. Czym mogłoby się to zakończyć? Jest to w zasadzie pytanie retoryczne, ale odpowiem na nie posługując się pewnym przykładem.

Niektóre sposoby ujawniania roli czynników sytuacyjnych i społecznych bywają doprawdy zabawne zamykając niedowiarkom usta. Allen Funt, scenarzysta programu "Ukryta kamera" (Candid Kamera w USA), przygotował takie oto doświadczenie: "osoba jadąc windą razem ze współpracownikami autora programu najpierw podporządkowała się zwykłej niepisanej regule, która każe stawać przodem do drzwi windy; kiedy jednak wszyscy pozostali pasażerowie ustawili się tyłem do wejścia, nieszczęsna ofiara dostosowała się do tej nowo powstającej normy grupowej i także odwróciła się". Natychmiast narzuciło mi się pytanie, czy podobne mechanizmy tak łatwego wpływu społecznego, tudzież wpływu tłumu, dotyczą przepływu postawy tolerującej odrębność innych?

Jeden z moich znajomych twierdzi, że z tolerancją jest jak z modą lub reklamą, że można by ją popularyzować i dałoby to podobny efekt, jak z ubraniami czy kosmetykami. Być może syndrom popularności mógłby się także przyczynić do szerzenia tolerancji, ale jest ona jednak czymś znacznie różnym niż ubiór chociażby. Ten sam znajomy sądzi, że tolerancyjności należy uczyć od dziecka. Pełna zgoda, ale nie o to tu chyba chodzi.

Powtarzając za jedną z definicji, "tolerancja (łac. tolerantia - "cierpliwa wytrwałość"; od łac. czasownika tolerare - "wytrzymywać", "znosić", "przecierpieć") to w mowie potocznej i naukach społecznych postawa społeczna i osobista odznaczająca się poszanowaniem poglądów, zachowań i cech innych ludzi, a także ich samych" [5]. Mamy tu podział na dwojakość tolerancji - jej osobistego oraz społecznego wymiaru. Mnie interesują oba.

Poruszany wcześniej problem antysemityzmu jest dowodem na to, że nietolerancja może ewoluować i trwać na przestrzeni lat. Przekazywana pokoleniom kultura przekazuje też wzorce akceptowanych lub nie zachowań. Nie wiadomo, czy dzieje się to "z dziada pradziada", konsekwentnie, czyli przy założeniu, że dominujący model tolerancji lub nietolerancji w rodzinie przekazywany jest na każde dziecko równomiernie i na każde pokolenie. Wydaje się to mało prawdopodobne, szczególnie uwzględniając szeroko rozumiane różnice indywidualne jednostek, nawet w obrębie jednej rodziny. Ale wiadomo, że jednak coś takiego, co można by nazwać przepływem postaw, zachodzi. I jest to coś znacznie więcej niż "przekręt w windzie".

Zobligowany jestem w tym miejscu podkreślić pewien specyficzny motyw zmiany postawy społecznej. Otóż, porównywalnie jak moda, tolerancja, tudzież jej brak, nie zamiera, ale zmienia się. A przynajmniej ma takie potencjalne możliwości. Jasnym jest, że w Niemczech jest spora grupa faszystów, neonacjonalistów, żywiących nienawistny stosunek głównie do Żydów, ale czy można by pomyśleć, że w ówczesnej Trzeciej Rzeszy, w Berlinie można będzie zobaczyć spacerującą parę gejów? Obecnie ma to miejsce.

Psycholodzy indywidualni udowadniali, że nawet jeśli osoba nietolerancyjnie nastawiona do jakiejś grupy napotka jej członka, który zyska sobie jej akceptację (bo np. różni się od przypisywanych tej grupie cech), to postawa nietolerancji do całej grupy utrzymuje się, a ów zaakceptowany ("jednorazowo") osobnik zostaje tylko zapamiętany jako "szczególny egzemplarz" pochodzący z danej grupy.

Wypada uznać, że zmiany poza dość oczywistą długofalowością, wymagają nakładu sił, a nawet ważnych, silnie działających czy wręcz wstrząsających wydarzeń, a transmisja kultury nie jest stała, ewoluuje, rozwija się. Postawy można kształtować w sposób ciągły lub doraźny; najkorzystniej już od dziecka, bo rodzina nadal pozostaje nieporównywalnie silnie wpływającą. Trwałość tych zabiegów wykazać może jedynie czas.

Zoptymalizowane szczęście społeczne?


Tytuł tego szkicu jest postawieniem problemu. Czy warunkiem szczęścia społeczeństwa jest tolerancja? Z pewnością jest jednym z pożytecznych elementów.

Jak już wcześniej powiedzieliśmy, nie istnieje raczej taka sytuacja społeczna, by wszystkie grupy nań się składające były równie zadowolone z życia. Wiadomo, że obok tolerancji, większą wagę dla wielu osób ma kondycja gospodarcza, warunki socjoekonomiczne mieszkańców, bezpieczeństwo i inne elementy wpływające na powszechną szczęśliwość. Być może tolerancji nie docenia się tak, jak powinno.

Z psychologicznej pozycji pozostałe ww. warunki także są niezwykle ważne dla osiągnięcia jakże pożądanego rezultatu, jakim jest szczęście społeczne, w którym udział brałyby wszystkie grupy i jednostki w możliwie sprawiedliwy sposób. Najważniejsze jest jednak to, aby każdy człowiek czuł się po prostu dobrze w środowisku, w jakim egzystuje. Tolerancja zapewnia mu to. Zapewnia poszanowanie rozmaitych poglądów i zachowań (oczywiście, nie wszystkich dosłownie), stwarza pole do dyskusji i demokratycznej otwartości. Czyni to lepiej niż policja, ustawy, czy też inne akty prawne lub dekrety etyczne. Czy można sobie wyobrazić zadowolone społeczeństwo bez tolerancji?

Nie będziemy przewidywać, jaki procent tolerancja zajmowałaby w diagramie kołowy przedstawiającym symbolicznie powszechne szczęście. Rozważmy coś innego.

To, co pojmujemy pod szczęściem społecznym zależy od zadowolenia jego członków. A dla przeciętnego człowieka najbardziej liczą się wartości, jak rodzina, praca, bezpieczeństwo, miłość i inne. Od kilku lat statystycznie dominuje rodzina. Czy czulibyśmy się komfortowo we własnej rodzinie nie odczuwając akceptacji, miłości? Podstawowa komórka cywilizacji posiada bodaj najsilniejszy wpływ na człowieka; może nauczyć tolerancji lub nienawiści.

W moim osobistym odczuciu społeczeństwo jest czymś więcej niż zbiorem jednostek - to ogromny obszar współpracy na rozmaitych płaszczyznach. Dlatego migracje zarobkowe (związane też z przepływem kultury i postaw) wpływają na rozmiary tolerancji. Zacierają się granice, a koncepcja globalnej wioski uściśla i ułatwia zarówno szerzenie szacunku dla odmienności, jak i zupełnie przeciwnego stanowiska.

Wiele strategii kształtowania postaw tolerancyjnych dotyczy dwóch sfer: rodziny, dorastania (a więc nauki tolerancji "od małego") oraz tzw. samodoskonalenia się (dot. głównie osób dorosłych). Trudniej natomiast dojrzeć możliwości poprawienia obecnej sytuacji, eliminacji dzisiejszych przejawów nietolerancyjności. Nie posiadamy takich instrumentów jednorazowego i natychmiastowego działania "tolerancjonizującego". Przekracza to możliwości współczesnej psychologii społecznej i psychologii w ogóle. Zostaje praca. Jednak dla zbiorowej tolerancji niezbędna jest zbiorowa motywacja.

Zakończenie


Celem fundamentalnym tej, zmierzającej już ku finałowi, pracy było nie tyle wyjaśnienie i poznanie mechanizmów budowania tolerancji i nietolerancji, czy też próba znalezienia złotego środka dla niwelacji szkodliwych skutków braku tolerancji, lecz przede wszystkim zachęcenie kompetentnych i pasjonujących się psychologią osób do takich poszukiwań.

Złożoność, a precyzyjniej "rozłożoność" wiedzy z tego zakresu jest pewną przeszkodą dla pełniejszego poznania życia psychicznego ludzi. Każda jednostka jest w zasadzie chodzącym materiałem na książkę o psychologii - chodzi i o jej wewnętrzne życie, i o relacje z innymi.

Gdy czytam literaturę przedmiotu, odczuwam spory brak gruntownej i zintegrowanej wiedzy na ten temat. Możliwe, że nigdy nie uda się nam zgromadzić absolutnie wszystkiego. Potrzeba łączenia informacji, koncepcji, choćby z pozornie dalekich pól nauki, wciąż pozostaje niezaspokojona. Pozostaje liczyć, że ludzkość zdoła stworzyć taką naukę, która wypełni luki, w pełni przedstawi prawdę o rzeczywistości, czyniąc ją lepszą dla nas wszystkich.

Przypisy:


  1. Podobną zależność zaobserwowano w przypadku zwierząt tego samego gatunku.
  2. H. Hamer, Psychologia społeczna. Teoria i praktyka., s. 140.
  3. G. Le Bon, Psychologia tłumu, s. 30.
  4. Zaznaczam, że jest to autorski termin, a jego wyjaśnienie znajduje się w odnośnym rozdziale.
  5. http://pl.wikipedia.org/wiki/Tolerancja_(socjologia)

Bibliografia


  • Geny i środowisko a zachowanie, pod red. Włodzimierza Oniszczenko, Warszawa 2002
  • Psychologia i życie, Philip G. Zimbardo, Warszawa 1999
  • Psychologia społeczna. Teoria i praktyka, Hanna Hamer, Warszawa 2005
  • Psychologia różnic indywidualnych, pod red. M. Marszał-Wiśniewskiej, Gdańsk 2003
  • Psychologia tłumu, Gustaw Le Bon, Krzeszowice 2006




Opublikowano: 2008-02-23



Oceń artykuł:


Skomentuj artykuł
Zobacz komentarze do tego artykułu