Forum dyskusyjne

Przeczytaj komentowany artykuł

RE: Druga strona medalu - pozytywnie o DDA?

Autor: Mozartina   Data: 2010-08-08, 14:39:14               

Niestety moi drodzy komentatorzy uzgodnijmy sobie jedno. Patrząc po ilości postów w tym temacie niejako potwierdza się teza, którą zapewne wszyscy znacie. Mało jest ludzi, którzy bez strumienia szansy w rodzinie DDA na zaspokojenie potrzeb 1 rzędu wg Maslowa -wyszło na ludzi wartościowych, zaradnych , silnych i można by pomyśleć niezniszczalnych.MAŁO!!!
Ja już jako nastolatka zdawałam sobie z tego sprawę, że ciężka przede mną droga. Jako 16 latka stanęłam na rozdrożu- żyć w tym świecie, czy umrzeć. Umrzeć było by łatwiej, więc przegrałam, wzięłam silne leki nasenne i spałam 2 dni. Moja pijana matka nawet nie weszła do mojego pokoju. Jednak los dał mi drugą szansę. Obudziłam się i zobaczyłam trzecie wyjście. Uciec od czynnika, który postawił mnie na tak dramatycznym rozdrożu. Jestem osobą wrażliwą na piękno i artyzm, skończyłam szkołę muzyczną, należałam do chóru, w którym śpiewałam 7 najtrudniejszych lat mojego życia, moją pasją jest nauka i medycyna. Trafiłam do rodziny zastępczej z własnej woli. Dopóki były fajne pieniądze, dopóty była fajna rodzina. Po 18 rż musiałam się wyprowadzić, czyli kolejny raz uciec. W sumie w moim 23letnim życiu przeprowadzałam się już 13 razy - wynajmowałam różne pokoje w mieszkaniach, szukając świętego spokooju i warunków do nauki. Teraz po 7 latach starań dorobiłam się własnego mieszkania. To mój azyl. Oaza spokoju, świetny klimat (oczywiście ceną oazy jest 30tys kredyt) ale na prawdę warto. Chodziłam 2 lata na terapię, bo chciałam. Wiedziałam, że skoro w rodzinie zastępczej są o 180 stopni odmienne relacje, niż w moim pijackim imprezowym domu, to muszę te braki jakoś usystematyzować. Nie było łatwo, sami wiecie, że nawet najcięższa fizyczna praca jest lżejsza od pracy nad własną wypaczoną psychiką. Teraz mogę powiedzieć mając 23 lata że walczyłam i wygrałam swoje życie. Oczywiście braków emocjonalnych nadrobić nie sposób, a rola przyszłego partnera nie będzie łatwa, wydaje mi się jednak, że pokłady jakiegoś komórkowego dobra, jakie mi wszczepiono pod skórę:) na pewno wynagrodzi mu te zmagania i cierpliwość...strasznie pragnęłam zawsze założyć spokojną, pełną, kochającą rodzinę, w której będziemy ze sobą o wszystkim rozmawiać, w której będziemy wszyscy dla siebie wsparciem i przyjacielem. Założę ją gdy tylko na mojej drodze stanie ten, który będzie potrafił to wszystko ogarnąć, zrozumieć, zaakceptować i docenić. Życzcie mi szczęścia, ja Wam również, ściskam ciepło wszystkich, którzy mieli do wyboru piekło i równię pochyłą w dół (czyli powielenie stereotypu pijących rodziców) a wybrali drogę pod prąd...było warto, gratuluję Wam i sobie odwagi, siły,wytrwałości i mimo wszystko wiary. Dla założyciela wątku, duży szacunek.

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku