Porady psychologiczne

Mój parter odsuwa się ode mnie. Co mogę zrobić?

Witam.
Mam problem z którym nie mogę sobie sama poradzić. Nie wiem jak walczyć z moją zaborczością wobec partnera, w jaki sposób z nim rozmawiać. Zacznę może od początku. 

Mam 36 lat, jestem po rozwodzie, mam 8 letniego syna. Z byłym mężem znamy się od ponad 18 lat. Jest on ode mnie starszy o 20 lat. Poznaliśmy się gdy ja miałam około 15 lat. On był już dojrzałym, żonatym mężczyzną. Zaczęliśmy się spotykać gdy ja miałam 19 lat. Przez rok spotykaliśmy się potajemnie, dopóki jego żona nie dowiedziała się o naszym związku. Ja mieszkałam wówczas z mamą i ojczymem i bratem, byłam na utrzymaniu rodziców. Gdy nasz związek wyszedł na jaw, mój mąż postanowił, że razem wyjedziemy do stolicy żeby zacząć razem nowe życie. Zgodziłam się na to. Spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy i następnego dnia wyjechaliśmy. Na początku wszystko układało się dobrze. On po roku rozwiódł się z żoną. Z córką cały czas utrzymywał kontakt. Po jakimś czasie zaczęło się między nami psuć. Wydaje mi się że zaczęła wychodzić różnica charakterów jak i różnica wieku. Ja miałam dwadzieścia parę lat, znajomych z którymi lubiłam wyjść się pobawić. On wolał siedzieć w domu, najchętniej tylko ze mną. Powoli zaczął mnie kontrolować. Na początku nie zwracałam na to uwagi, ale zawsze sprawdzał kto do mnie dzwoni, z kim rozmawiam, z kim pisze sms-y, zaczął mi wypominać wszystkich znajomych. Każde moje wyjście ze znajomymi bez niego było później komentowane, a gdy sobie wypił, wmawiał mi że na pewno go zdradzam.

W końcu doszło do tego, że bałam się przy nim odebrać jakikolwiek telefon od kolegi, nawet z pracy bo zaraz były podejrzenia o zdradę. Także nikogo do siebie nie zapraszałam pod jego nieobecność, bo to również byłoby powodem do wytykania mi zdrady. Zaczęłam ukrywać przed nim z kim się spotykam, aprobował tylko nieliczne moje koleżanki. Kolegów żadnych. Wszystkich uważał za głupszych od siebie, mało ambitnych i twierdził, że ja przebywając w ich towarzystwie staje się równie głupia jako oni. Zaczął krytykować mnie. Nie podobały mu się książki które czytam, programy które oglądam, wszystko to, twierdził było dla debili i powinnam zająć się bardziej ambitnymi rzeczami. Mimo to nie myślałam wtedy jeszcze żeby od niego odejść. Ja bardzo chciałam mieć dziecko. I gdy w końcu osiągnęłam jako taką stabilizację zawodową zdecydowaliśmy starać się o dziecko. Po roku starań urodziłam syna. I praktycznie od tego momentu zaczęło się między nami psuć na dobre. On uważał, że jestem złą matką, że nie potrafię się zajmować dzieckiem, że on skoro ma już córkę to wie wszystko lepiej. Najwięcej kłótni między nami było właśnie o dziecko i jego wychowanie. Pogłębiło się też to kontrolowanie mnie. Każdy z kolegów z pracy był traktowany jako mój potencjalny kochanek. I w końcu miałam tego dość. Zdradziłam go. Najpierw raz, potem drugi. Nie wiem czy wiedział o tych zdradach, w końcu i tak każdego podejrzewał o to że jest moim kochankiem.

Gdy syn skończył trzy lata, miał pójść do przedszkola. Niestety nie dostał się. Po przeanalizowaniu naszych dochodów doszłam do wniosku, że gdybyśmy byli małżeństwem to miałabym z pracy dofinansowania do prywatnego przedszkola, dlatego zdecydowałam się wziąć z nim ślub cywilny. Trochę był tym zdziwiony, ale się zgodził. W innym wypadku nie stać by nas było na prywatne przedszkole dla dziecka, ani na opiekunkę. Załatwiliśmy wszystko w ciągu miesiąca i wzięliśmy ślub. W uroczystości brali udział tylko mój wujek z ciocią, mój brat i koleżanka z pracy z mężem i dorosła córką. W dniu ślubu mój mąż pierwszy i jedyny raz mnie uderzył. Po ślubie nie robiliśmy żadnego przyjęcia tylko w w/w gronie udaliśmy się na działkę na grilla. Tam mój mąż strasznie się upił. Było już późno i chciałam położyć synka spać na co on mnie uderzył i próbował wyszarpując mi dziecko ze słowami że mały chce się przecież bawić jeszcze i że czego ja od tego dzieciaka chce. Następnego dnia oczywiście nie pamiętał tej sytuacji. Nigdy więcej nie podniósł na mnie ręki tylko ten jeden raz. 

Ja jednak już w dniu ślubu żałowałam że to zrobiłam. Nie kochałam go już wtedy, ślub był z czysto finansowych powodów. Kilka miesięcy po ślubie kolejny raz zdradziłam męża. My jako małżeństwo nigdy że sobą nie spaliśmy. Ostatni stosunek mieliśmy około ośmiu, dziewięciu miesięcy przed ślubem. 

Tym razem jednak zdrada była poważniejsza. Zdradziłam męża z kolegą z pracy. Zaczęliśmy się ze sobą potajemnie spotykać. Ja miałam męża, on miał żonę, nie chcieliśmy żeby to wyszło. Niestety mój mąż dowiedział się o tej zdradzie. I miał na nią dowody. Przeszpiegował mój komputer i telefon, skopiował wiadomości i zdjęcia które do siebie wysyłaliśmy. Zrobił mi wielką awanturę. Nadal mieszkaliśmy razem, ale praktycznie przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Ja chciałam żeby się wyprowadził, on kategorycznie się temu sprzeciwiał, mówił, że nigdy się nie wyprowadzi, że nie pozwoli aby syna wychowywał ktoś taki jak ja. Używał wobec mnie wulgaryzmów nawet przy dziecku.

Ja mimo to nadal spotykałam się z tym kolegą. W końcu mój mąż posunął się do gróźb, że on załatwi i mnie i mojego kochanka. W tym wszystkim brała również udział moja koleżanka z pracy, ta, która była obecna na ślubie. Donosiła mojemu mężowi praktycznie o wszystkim. I w końcu żona mojego kochanka również dowiedziała się o zdradzie. Postawiła mu ultimatum, że albo ona albo ja. On względu na  dorastającego syna zgodził się zostać z żoną. Mimo to my nie potrafiliśmy przestać się ze sobą spotykać. Ja się zakochałam. On również. Spotykaliśmy się nadal, ale staraliśmy się bardziej to ukrywać. Jednakże mój mąż nadal mnie szpiegował i w końcu skontaktował się z żoną mojego kochanka. Powiedział jej że nadal się spotykamy.

Po tym wydarzeniu mój kochanek stwierdził, że nasze kontakty musimy zupełnie ograniczyć. Że mimo że mnie kocha, to nie jest w stanie dla mnie zostawić syna. Że nie potrafi podjąć takiej decyzji. Że gdyby to jego żona stwierdziła że ma się wyprowadzić, to by to zrobił, ale sam nie jest w stanie tego zrobić. Ja nie chciałam pogodzić się z tą decyzją. Przez jakieś trzy czy cztery miesiące próbowałam skłonić go do zmiany decyzji. Prosiłam, żeby nie rezygnował z nas. Byłam skłonna zgodzić się, aby nadal był z żoną ale nie rezygnował ze spotkań ze mną. Widać było, że on nie potrafi tak do końca ze mną zerwać. Niby nie godził się na kontakty intymne, ale jednak nadal szukał kontaktu ze mną.

Po jakiś czterech miesiącach ja zaczęłam odpuszczać. Powoli przestałam nalegać na spotkania, coraz mniej pisałam do niego. Nawiązałam bliższy kontakt z innym kolega z pracy. To jednak były kontakty tylko przyjacielskie. Coraz więcej rozmawialiśmy ze sobą, dobrze czuliśmy się w swoim towarzystwie. I wtedy coś się zmieniło w zachowaniu mojego kochanka. Zaczął być zazdrosny o tego kolegę. Mimo że nic nas nie łączyło, to nagle zaczął traktować go jako rywala. Teraz to on próbował nawiązać bliższy kontakt ze mną. Ja nie chciałam. Bałam się. Nie chciałam kolejny raz żebrać o jego uczucia. Jednak on nie dawał za wygraną. Doszło do tego, że w Sylwestra wyprowadził się z domu. Nie miał gdzie się podziać, więc poprosił mnie, czy mogłabym udostępnić mu domek na działce. Zgodziłam się. Przez prawie trzy miesiące mieszkał u mnie w domku. Raz czy dwa przyjechałam go tam odwiedzić. Jednakże nadal nie chciałam się zgodzić, żeby do niego wrócić. W końcu doszło do sytuacji że chciał popełnić samobójstwo. I ja przy tym byłam. Płakał, mówił, że beze mnie żyć nie może, że dla niego życie straciło sens. To działo się w pracy, pracujemy z bronią. On przeładował broń i przyłożył sobie do głowy. Przez pół godziny próbowałam do niego jakoś dotrzeć, przeszkodzić mu. W końcu mi się to udało. Nie wiem czy to była tylko próba, żeby wymóc na mnie to, żebym z nim była, czy faktycznie zrobiłby sobie krzywdę.

On trafił do szpitala na obserwację. Lekarze stwierdzili, że nie była to próba samobójcza tylko załamanie nerwowe. Po trzech miesiącach wrócił do pracy. Przez ten cały czas nadal próbował się ze mną kontaktować. Pisał, dzwonił, błagał, żebym dała nam szansę. Żebym go nie odrzucała. Żebym zgodziła się spróbować. Starał się cały czas być w pobliżu mnie, stałe zapewniał o swojej miłości. Tłumaczyłam mu, że się boje. Że znów się zaangażuje tak jak wcześniej a jemu po jakimś czasie się znudzi. Że nie mogłabym kolejny raz znieść tego, że mnie odrzuci. Obiecywał że tak nie zrobi, że dla niego liczę się tylko ja. I w końcu uległam. Zgodziłam się dać nam szansę. Sprawił, że zakochałam się w nim na nowo. Pokochałam go bardziej niż wcześniej. Złożyłam pozew o rozwód i w końcu go dostałam. Chociaż nie było łatwo. Mąż nie chciał dać rozwodu. Odgrażał się, że nie pozwoli, aby jakiś psychicznie chory zbliżał się do jego syna. Bo o zaistniałej sytuacji mojego męża poinformowała koleżanka, która była na ślubie. Jak już wcześniej wspomniałam, donosiła mu o wszystkim. Doszło do tego, że podała mu listę moich rzekomych kochanków z pracy. Oczywiście nie było to prawdą. Mój mąż ją powołał na świadka. A także żonę mojego kochanka. Jednak w końcu zgodził się na rozwód pod warunkiem, że sąd nie będzie orzekał o tym, że ma się wyprowadzić.

Teraz jesteśmy w takiej sytuacji że były mąż mieszka razem ze mną i synem w moim mieszkaniu. Mieszkanie jest moją własnością. Nadal jednak spotykam się z moim kochankiem. Teraz, po rozwodzie już oficjalnie jesteśmy parą. To znaczy oficjalnie i nieoficjalnie. W pracy i wszyscy znajomi wiedzą że jesteśmy parą, praktycznie od dwóch lat, odkąd zgodziłam się dać nam ta szansę. Mój były mąż wie, że się z nim spotykam. Ale od rozwodu się w to nie wtrąca. 

Przez pierwszy rok układało nam się bardzo dobrze. Z każdym dniem kochałam go coraz bardziej. Ale po roku zaczął znów się ode mnie odsuwać. Nie mogę zrozumieć dlaczego. Próbowałam z nim na ten temat rozmawiać, to stwierdził, że coś wymyślam. Z mojego punktu widzenia wygląda to tak, że dopóki chciał osiągnąć swój cel, to mówił mi że mnie kocha, że chce być ze mną. Ale gdy zgodziłam się dać mu szansę to przestał. Stał się obojętny. Gdy próbuję z nim o tym rozmawiać to się wykręca. W końcu stwierdził, że sam nie wie czego chce, że chyba wypalił sie od środka, że tak naprawdę to na niczym mu nie zależy. Nie wiem w jaki sposób mogę mu pomóc. Dobija mnie ta sytuacja. Znamy się jedenaście lat. Jesteśmy ze sobą pięć z czego pierwsze trzy potajemnie, a dwa oficjalnie, już po moim rozwodzie. Ja kocham go bardzo. Chcę z nim spędzić życie. On na początku też tego chciał. A teraz nie wiem. Kiedyś zwierzał mi się że wszystkiego. Teraz nie mówi mi nic, a gdy go pytam, to twierdzi że na niego naciskam że on nie będzie się mi tłumaczył. Nie może zrozumieć, że mi nie chodzi o tłumaczenie się. Po prostu chce być częścią jego życia i jest to dla mnie naturalne, że chce wiedzieć co porabia w ciągu dnia. Nie mogę zrozumieć też tego, że do tej pory nie przedstawił mnie swojej rodzinie, mamie i siostrom. Wiem, że one wiedzą o mnie, wiedzą że ułożył sobie na nowo życie ze mną, że pytały go o mnie. A on zbywa zarówno je jak i mnie. Czasami czuję się tak jak wtedy, gdy spotykaliśmy się potajemnie. Nie wiem czy się mnie wstydzi, że nie chce mnie przedstawić, czy nie jestem dość dobra dla niego. Nie rozumiem tego, a jak próbuję z nim na ten temat rozmawiać to mnie zbywa. Mówi, że za bardzo na niego naciskam, że potrzebuje pobyć trochę sam. A ja wiem, że jestem zbyt zaborcza wobec niego, że powinnam dać mu trochę luzu, trochę odpuścić. Ale nie umiem tego zrobić. Nie wiem jak. Może gdybym miała pewność, że on chce być ze mną, to byłoby inaczej. A tak cały czas nie mam poczucia stabilności. Przez tą sytuację za zaczęłam się zmieniać. Nic mnie nie cieszy. Nie potrafię nawet skupić się przy moim synu. Nawet gdy z nim przebywam to cały czas myślę o moim partnerze. Gdzie jest, co robi, dlaczego się nie odzywa. Nie umiem odnaleźć radości z przebywania z dzieckiem, bo ciągle martwię się czy mój partner nadal chce być ze mną. 

Jak mam sobie z tym poradzić? Jak cieszyć się z syna? Jak poradzić sobie z tą zaborczością wobec partnera? Bo wydaje mi się, że on zaczął się ode mnie osuwać wtedy, gdy ja zaczęłam coraz bardziej angażować się w ten związek. Proszę o pomoc.

odpowiada Bogusław Włodawiec, psycholog, psychoterapeuta Bogusław Włodawiec, psycholog, psychoterapeuta

Witam serdecznie,

jeśli chodzi o Pani obecnego partnera, to wydaje mi się, że on kieruje się wyłącznie chwilowymi uczuciami, które niestety łatwo się zmieniają. Długo nie potrafił się zdecydować, czy chce być z Panią czy z żoną, ani konsekwentnie trzymać się swojej decyzji. Wydawało się, że wybrał swoją rodzinę, ale gdy zaczęła Pani spotykać się z kimś innym, prawdopodobnie poczuł zazdrość. Kierując się zazdrością o Panią postanowił Panią odzyskać, szantażował Panią samobójstwem i ostatecznie porzucił rodzinę. Teraz, kiedy już Panią odzyskał, przestało mu na Pani zależeć.

Niestety, człowiek, który kieruje się zmiennymi nastrojami, nigdy nie będzie stabilnym, godnym zaufania partnerem życiowym. Tak samo, jak zostawił swoją żonę i syna, tak samo może zostawić Panią. Wydaje się, że błędem było zaufanie mu, gdy kierowany zazdrością zapragnął znów być z Panią, tylko dlatego, że ktoś inny mógł go ubiec.

Ludzie często mają romantyczną koncepcję miłości, zgodnie z którą miłość to szczególne uczucie, łączące dwoje ludzi - uczucie, które gdy się już pojawi, powoduje, że ludzie pasują do siebie jak dwie połówki jabłka, a para żyje ze sobą długo i szczęśliwie. Niestety, nie jest to prawda. Uczucia z natury rzeczy są zmienne jak pogoda, a trwały związek nie może opierać się wyłącznie na uczuciach. Dobierając się w pary trzeba także używać rozumu, oceniać, na ile do siebie pasujemy w takich sprawach jak podobny system wartości, życiowe cele, czy cechy osobowości. Więcej na ten temat, czym jest miłość między mężczyzną a kobietą znajdzie Pani w artykule Anny Wilk "Struktura i dynamika miłości" - bardzo polecam.

Niestety, jest Pani bezradna wobec odsuwania się Pani partnera od Pani. Nie może Pani sprawić, by stał się człowiekiem stabilnym w swoich życiowych decyzjach, wiedzącym, czego chce, otwartym na kontakt emocjonalny z Panią. Najlepiej byłoby pogodzić się z Pani bezradnością w tej sprawie.

Mam wrażenie, że potrzebuje Pani także popracować nad tym, czym kieruje się Pani wybierając życiowego partnera. Ani Pani były mąż, ani Pani obecny partner nie wydają się być trafnym wyborem. Być może warto byłoby zastanowić się nad tym wspólnie z psychologiem.

Ostatni problem to zamieszkiwanie wspólnie z mężem w Pani mieszkaniu. W Polsce nie jest potrzebna zgoda współmałżonka na rozwód. Można uzyskać rozwód także wtedy, gdy chce go tylko jedna strona. Nie jestem pewien, czy to dobry pomysł, by po rozwodzie nadal zamieszkiwać razem. Jeśli ta sytuacja Pani nie odpowiada, sugerowałbym kontakt z prawnikiem, by porozmawiać o tym, jak doprowadzić do eksmisji byłego męża.

Pozdrawiam serdecznie -
:-)
Bogusław Włodawiec




    Autor jest psychologiem, psychoterapeutą. Zajmuje się psychoterapią nerwic, depresji, zaburzeń odżywiania, uzależnień, współuzależnienia i DDA. Prowadzi praktykę prywatną.


Inne porady