Forum dyskusyjne

Kryzys wieku średniego...

Autor: Devojka   Data: 2023-08-09, 18:43:57               

Kryzys wieku średniego?
Jakiś czas temu obchodziłam urodziny, takie przełomowe, rocznicę taką, po przejściu której można spotkać, mam wrażenie, już tylko starość. W dniu zero i niedługo potem nie myślałam w ten sposób. Ostatnio jednak po trudnym, pełnym nieprzyjemnych zdarzeń dniu dopadła mnie chandra i puścić nie chce.
Męczy mnie poczucie porażki, pustki, osamotnienia, braku perspektyw, ogólnie rzecz biorąc - braku sensu. Czuję, że niewiele osiągnęłam i na polu zawodowym, i towarzyskim, i prywatnym, że niewiele przeżyłam i że nic dobrego mnie już nie czeka. Od lat tkwię w nie bardzo udanym, delikatnie mówiąc, związku i w pracy, która - może poza towarzyską - nie przynosi mi żadnej satysfakcji, coraz mniej mam znajomych (gdy ich życie się zmienia, a zmienia się dynamiczniej niż moje, więzi się rozluźniają, a mnie trudno stworzyć nowe). Nie raz, nie dwa podejmowałam wysiłki, żeby w tej kwestii coś naprawić i zmienić (były próby uzdrowienia relacji, terapii, znalezienia innego zajęcia i nowych ludzi), ale niestety niewiele to dało.
Istotny problem stanowi tu fakt, że ze względu na nie najlepszy stan zdrowia, obniżoną sprawność i pewną zależność fizyczną i ekonomiczną, mam dosyć wąskie pole do popisu w tym zakresie. Nie jest łatwo z takim bagażem wprowadzać zmiany i szukać znajomości, bywa, że jest to w ogóle niemożliwe, zwłaszcza że do pewnych siebie i przebojowych nie należę. Rozwiązanie "rzucić wszystko, znaleźć jakąkolwiek pracę, pójść w nowe środowisko, w ogóle - zacząć wszystko od nowa" nie wchodziłoby w moim przypadku w grę, nawet gdybym - jak teraz- nie popadała w zniechęcenie. Nie jest to jeszcze poważna apatia, bo chociaż nie mam już specjalnej nadziei na zmiany w związku - tu jest coraz gorzej, coraz smutniej, coraz bardziej obco - i w życiu zawodowym, to próbuję nie poddawać się odrętwieniu - dbam o kondycję, sporo się ruszam, chodzę na spacery, nie unikam spotkań, sprawiam sobie małe przyjemności, staram się czerpać radość z drobiazgów. Krócej -staram się pracować nad wszystkim, na co mam jako taki wpływ. Mimo wszystko coraz trudniej mi radzić sobie z potrzebą spektakularnej zmiany, której nie jestem w stanie zaspokoić, a przede wszystkim - pogłębiającym się uczuciem smutku, z samotnością, brakiem kogoś bliskiego, najzwyklejszej rozmowy, odrobiny zainteresowania, troski, czułości, zwłaszcza że ostatnio natknęłam się przypadkiem na kogoś, kto kiedyś był dla mnie bardzo ważny i odżyły wspomnienia, zupełnie niepotrzebnie, bo tamtej relacji odnowić nie można. Obawiam się, że wszystko zmierza ku depresji (mam już na koncie takie doświadczenia) i nie mam pojęcia, jak jeszcze sobie pomóc. Rozważam podjęcie farmakoterapii, ale ta nie zmieni przecież mojej sytuacji.
Musiałam się wygadać...

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku