Forum dyskusyjne

RE: Epimeteusz-Prometeusz

Autor: mimbla1   Data: 2022-06-11, 12:23:20               

Bo w duecie pacjent-terapeuta to ten drugi z założenia "wie lepiej"? Jest z założenia osobą, której pacjent ufa nawet, jeśli jemu samemu się wydaje inaczej? Pacjent czyli ktoś, kto z czymś sobie nie razi i cierpi z tego powodu - i tak jak w modelu pacjent-lekarz nie zaczyna od założenia, że to, co się dzieje w terapii może być dla niego szkodliwe i pogorszyć jego stan.

W medycynie ciała też można paść ofiarą lekarza-konowała, złej diagnozy, niewłaściwego leczenia. Nad tym się nie zastanawiamy na co dzień, póki nie zdarzy się to nam czy komuś z naszych bliskich.

Nikt nie wie, jaki byłby stan Wolki bez terapii. Podobnie jak u żle leczonego pacjenta - nie wiadomo, jaki byłby jego stan bez leczenia żadnego. Zatem pytanie nie ma odpowiedzi innej niż "nie wiadomo". Za to wielu pacjentów i terapeutów zgadza się z tym, że "lepszy brak terapii niż zła terapia".


Wolka już na początku miał pecha - trafił na terapię mającą bardzo niską skuteczność w leczeniu lęku społecznego. Tak statystycznie niską w obszarze leczenia lęków. No ale pacjent ma pełne prawo nie wiedzieć i statystyk nie czytać, pacjent to cierpi i pomocy szuka.
I tu ma Wolka świętą rację - niestety choć terapeuci te statystyki znają nie dopuszczają", że ich podejście ma mniejszą skuteczność niż podejście kolegów z innych nurtów. Nie i już. Kłócą się o prawdziwość danych statystycznych, to owszem. Ale pacjenta nie odeślą. Są jednostki postępujące inaczej, ale to są jednostki. W naturze dwie takie spotkałam, co po rozmowach konsultacyjnych poinformowały, że
"nie ten nurt" (jedna) i "nie moja specjalizacja" (druga) i odesłały do kolegów z podaniem namiarów na tychże.

Owszem, obowiązkiem terapeuty jest, a przynajmniej powinno w terapii być czuwanie na ile to możliwe nad dobrostanem pacjenta w trakcie terapii i nad podejmowanymi przez pacjenta decyzjami dotyczącymi jego funkcjonowania w realu. Czuwanie czyli co najmniej omawianie ważnych decyzji tak, by nie były podejmowane pochopnie i by nie były zbyt ryzykowne. Pacjent w terapii grzebie we własnych emocjach i ma pełne prawo okresowo nie mieć racjonalnej oceny tego, co chce uczynić w życiu, mogą nim kierować nadmierne czy nieadekwatne w danym momencie emocje, ma prawo mieć ograniczony zakres dostępu do własnej świadomej woli itd.

Powołałam kilka postów wcześniej swoje zetknięcie z terapią psychodynamiczną. Z mojego punktu widzenia była to dobrze wykonana usługa. Ale z punktu widzenia zasad sztuki w terapii psychodymanicznej - terapeutyczna klęska, bo nijakiej więzi emocjonalnej z terapeutka nawet nie próbowałam nawiązać, potraktowałam tą (skądinąd sympatyczną) panią jak usługodawcę, czyli płatnego słuchacza dysponującego lokalem i zobowiązanego do zachowania tajemnicy zawodowej. A to absolutnie nie powinno tak być w terapii.





Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku