Forum dyskusyjne

RE: Perturbacje w związku - trzeźwe spojrzenie

Autor: mrrru   Data: 2022-06-06, 13:57:37               

Mimblo,

"czyżbyś miał problem na odcinku przyjmowania pochwał czy tam wyrazów uznania?"

Jeżeli zrobię coś istotnie wartościowego to lubię, jak ktoś to docenia. Np. lubię rozwiązywać problemy techniczne i tutaj głaski są jak najbardziej ok. Za rzeczy dla mnie normalne to trochę mam problem. Mam też świadomość bycia przeintelektualizowanym kotem i to czasem sprawia kłopot.

To chyba nie tak, jak z pieniędzmi. To ma bardziej emocjonalne podłoże. Dbając o formę przekazu dostosowuję ją do odbiorcy, a w tym przypadku prowadzi to do różnych negatywnych w mojej ocenie działań. Tak jakby karmiła mojego czarnego wilka. To może nawet dobrze, że człowiek sobie uświadamia swoją podatność, ale też psuje trochę przekonanie o sobie jako istocie odpornej. :-)

Co do emocji, to dzielę je na dwie grupy - potrzebne i te drugie. Te, które o czymś informują czy ostrzegają są ok (tak jak piszesz to system), a te, które wyłażą w związku z myślami uważam za mniej przydatne - zwłaszcza, jeżeli powodują dyskomfort. To też jest informacja, ale ani błyskawiczna, ani nowa.

I proszę - zrozum mnie dobrze - nie chodzi o ich odsuwanie, czy zamiatanie pod dywan - bo wtedy i tak wylezą w najmniej odpowiednim momencie. Chodzi o ich transformację w coś mniej bolesnego. Nazwałbym to rozpuszczeniem lub osłabieniem. Narzędziem do tego jest świadomość, czym są.

Jednym ze sposobów o którym wspomniałem wcześniej jest uświadomienie sobie dyskomfortu spowodowanego przez myśl wywołującą tą emocję, a następnie osłabienie jej poprzez świadomość, że jest tylko myślą, a nie tym co próbuje mi "wmyśleć". To ja sprawiam sobie dyskomfort myślą - i to wystarczy, żeby się z siebie pośmiać.

Drugi to pozwolenie sobie na świadome przeżywanie. Świadomie zgadzam się na czucie tego, co czuję. Skupienie uwagi na uczuciu (a nie na źródle) i brak oporu - a właściwie akceptacja daje efekt osłabienia. Za każdym następnym razem jest łatwiej.

Trzeci jest zbliżony do tego, co robimy w medytacji z myślami - nie odganiamy, tylko pozwalamy przepływać - jak chmurom na niebie. Emocje nie chcą same odpłynąć, ale wtedy się je przytula - jako moje własne, jako część "mnie" - a to w końcu coś, co lubię. To jakoś też powoduje, że stają się mniejsze. To takie kochanie siebie razem z całym dobrem inwentarza. Jestem niemal przekonany, że "sama-wiesz-kto" to przekręci i wyciągnie przy jakiejś okazji - że tak Potterem polecę ;-)

Wszytko powyższe odnosi się do emocji produkowanych przez umysł, w oderwaniu czasowym od rzeczywistości i to takich, których wolałbym nie mieć, bo ich sens i przydatność skończyła się razem z terminem przydatności do spożycia.

Tak jakoś to widzę, chociaż ubieranie tego we właściwe słowa jest skomplikowane.

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku