Forum dyskusyjne

Sortuj:     Pokaż same tytuły wpisów w wątku
  • Zagubienie w małżeństwie, uczucie pustki, dziury

    Autor: xyz99   Data: 2021-09-16, 14:54:28               Odpowiedz

    Witam,
    Mam 33 lata. Od 4 lat jestem mężatką, nie mamy dzieci. Parę dni po ślubie wyjechaliśmy na drugi koniec Polski- do Wrocławia bo mąż miał tam pracę.
    Przez dwa lata byłam bardzo zadowolona z małżeństwa. Przy czym mąż stwierdził, że kochał mnie tylko przez rok (bo potem zaczął się psuć seks- mam chore nerki i ciągłe zakażenia układu moczowo- płciowego). Sceptycyzm mojej mamy też nie pomagał mi w docenianiu męża i obdarzeniu go zaufaniem.

    Po dwóch latach podupadłam na zdrowiu psychicznym, bardzo stresowała mnie praca, stwierdzono u mnie zaburzenia depresyjno- lękowe. Po namowie rodziny wzięłam (sama) na kredyt kawalerkę w Rzeszowie (bliżej rodzinnych stron). Mąż o tym wiedział, powiedział żebym zrobiła co chcę.

    Po jakimś czasie dowiedziałam się że w dniu podpisania umowy z deweloperem mąż zwolnił się z pracy. Potem nie miał pracy przez ponad 2 lata. W tym czasie niby uczył się nowego zawodu (dopiero miesiąc temu podjął staż w nowym zawodzie). Przez ten cały czas bardzo się stresowałam, że mam zobowiązania wobec banku, maż bez pracy a ja nie mogę stracić ani zmienić swojej.

    Punkt kulminacyjny nadszedł rok temu. Pod wpływem pandemii, silnego stresu w pracy, stresów spowodowanych brakiem pracy męża- wylądowałam na 3 miesięcznym zwolnieniu od psychiatry. Od roku zażywam leki p/ depresyjne. Od dwóch lat uczęszczam na psychoterapię która jednak nie może się chyba do mnie przebić...

    Mąż twierdzi, że wszystko zaczęło się od seksu. Zarzuca mi kupno mieszkania na drugim końcu Polski. Nie chciał się ze mną tam przeprowadzić (dosłownie ani prośbą ani groźbą). W wieku 33 i 35 lat nadal mieszkamy w wynajętym pokoju w mieszkaniu studenckim.

    Moje marzenia o własnym mieszkaniu, dziecku, szczęśliwej rodzinie legły w gruzach. Ostatnie święta Bożego Narodzenia spędziliśmy w separacji, skłóceni. Styczeń i luty ubiegł pod znakiem dwóch wizyt na terapii par, mąż oświadczył, że więcej tam nie pójdzie.

    W kwietniu i maju myśleliśmy poważnie o separacji i rozwodzie. Zamieszkaliśmy w osobnych pokojach. Szukałam czegoś żeby się wyprowadzić. Ostatecznie stchórzyłam. Pogodziliśmy się, ale to nie oznacza ze między nami jest dobrze...

    Obecnie mamy wynajęte dwa pokoje. Od czerwca mąż uczył się a obecnie pracuje i śpi "u siebie". Prawie się nie kłócimy. (Wcześniejsze kłótnie odreagowywał alkoholem).
    Prawie ze sobą nie współżyjemy. Nie mogę doprosić się o słowo "kocham Cię". Za to od roku nieraz słyszałam bez emocji, że nie kocha... Wczoraj stwierdził, że nie ma CO kochać.

    Wykończyłam mieszkanie w Rzeszowie. Szukam najemców a sama biję się z myślami, czy jest dla kogo się poświęcać i rezygnować z mieszkania w końcu "na swoim"...

    Mąż nie tęskni za mną lub rzadko tęskni, mówi ze za mało się uśmiecham, że jestem nieprzewidywalna, że seks 3 x dziennie codziennie to może coś z tego będzie, że nie uważa mnie za kogoś komu miałby mówić komplementy, na pytanie czy mu na mnie zależy- milczy. Czasem da buziaka ale uczuć w tym nie czuć. Zapytałam, czy chce rozwód na co stwierdził: " Tyle małżeństw jest ze sobą chociaż się nie kocha, wiec my też możemy"

    Jestem w kropce. Nie wiem czy to jest jeszcze małżeństwo do odratowania czy tylko jego imitacja którą podtrzymuje na siłę bojąc się jakiejkolwiek zmiany.

    W tle mam postanowienie aby się zmienić- zająć się sobą, dowartościować, znaleźć hobby ale jest mi ogromnie ciężko. Na razie na planach i czytaniu mądrych książek się skończyło a ja znów płaczę po nocach i zastanawiam się, czy mąż mnie kocha i czy jeszcze stworzymy szczęśliwą rodzinę... Czuję się jak w próżni, bez jakiegokolwiek fundamentu, czuję w sobie pustkę i nie mam nic czego byłabym pewna w życiu. Napiszcie proszę co o tym myślicie.

    W chwili załamania (w maju) złożyłam dokumenty na studia dzienne w Rzeszowie. Mam okazję za 2 tygodnie zacząć nowe życie, nowe studia, mieszkać w swoim mieszkaniu. Jednocześnie boję się, że gdybym tak zrobiła będę się winić za "rozwalenie" małżeństwa. I do końca będę zadawać sobie pytanie: a może by się jeszcze odratowało?



    • RE: Zagubienie w małżeństwie, uczucie pustki, dziury

      Autor: fatum   Data: 2021-09-16, 22:00:18               Odpowiedz

      Fajna bajka.Dawno już nie czytałam takich bbajek.Pozdrawiam.



      • RE: Zagubienie w małżeństwie, uczucie pustki, dziury

        Autor: xyz99   Data: 2021-09-18, 21:16:05               Odpowiedz

        Nie rozumiem. Dlaczego ktoś uważa że to bajka. Co to w ogóle miałoby znaczyć? Odnoszę wrażenie że nie wszyscy traktują to forum poważnie. A szkoda bo życie pisze różne scenariusze których byśmy się nie spodziewali... Jednocześnie bardzo dziękuję wszystkim którzy poświęcili chwilę i spróbowali mi coś doradzić.



        • RE: Zagubienie w małżeństwie, uczucie pustki, dziury

          Autor: krakers   Data: 2021-09-19, 16:31:14               Odpowiedz

          Człowiek sam podejmuje decyzje, nikt za niego tego nie zrobi. Tkwienie w takiej sytuacji może oznaczać brak gotowości do podjęcia stosownej decyzji w tę lub w drugą stronę, bo w obu przypadkach może być różnie. Bez względu na to warto poddać się psychoterapii, bo zajmują się nią wspaniali ludzie, którzy potrafią czynić cuda...



    • RE: Zagubienie w małżeństwie, uczucie pustki, dziury

      Autor: APatia   Data: 2021-09-16, 23:26:04               Odpowiedz

      I dlatego dziękuję opatrzności, że ze swoim rozeszliśmy się przed ślubem i dziećmi.
      Nie wiem na co ty jeszcze czekasz? Przecież on cię nie kocha. Czeka aż ty to zakończysz, bo sam nie ma odwagi żeby to zrobić.
      Chociaż dla mnie to sytuacja podobna do mojej. On sam ci powiedział, że miłości nie ma, teraz czeka aż do ciebie to dotrze i się z tym pogodzisz. Nie ma miłości, nie ma związku.
      Ciągnięcie tego dalej tylko jeszcze bardziej cię zniszczy psychicznie - i wiem co mówię, bo ja wytrzymałam tylko tydzień. Po zakończeniu całej sytuacji poczułam się jakby wszystkie problemy ze mnie zeszły tj.ogromną ulgę.
      Trzeba odwagi żeby przyznać, że to koniec.