Forum dyskusyjne

RE: To tabu być dziś szczęśliwym?

Autor: Dyzia   Data: 2020-05-31, 07:25:59               

Pozwolę sobie "odkopać " temat;]

Minęło już nieco czasu, obostrzenia się luzowane, na czas zastosowania obostrzeń odnotowano więcej zakażeń i zgonów niż bez nich. Tyle fakty.

Szczęście ( dla mnie) wynika z czegoś, co jest we mnie. Z własnego pielęgnowanego poczucia "będzie dobrze" bez względu na sytuację i okoliczności. Nie mam takich dylematów jak te opisane- żyję w tu i teraz. Nie zamartwiam się przyszłością- bo z Wróżem Maciejem niewiele mam wspólnego, nie wracam do przeszłości, bo stanowi zamkniętą część mojego życia. I w tu i teraz jestem szczęśliwa. Cieszę się, że pracuję sobie w domu, nie tracąc czasu na dojazdy, że mogę sobie ponadrabiać zaległości domowo- sprzątaniowe, odświeżyć- choćby telefonicznie- kontakt ze znajomymi i nie robić tego w biegu. Cieszę się, że czytając to forum kilka lat, w końcu miałam chwilę, żeby coś skrobnąć, bo nie zabrał mi czasu mega długi i w korkach dojazd do pracy. Zauważam z radością, że choroba ( przynajmniej w mojej okolicy), niejako zjednoczyła sąsiadów, że wzajemnie sobie pomagają, że ktoś obcy proponuje mi pomoc w niesieniu ciężkich zakupów, czego wcześniej nie było.
Wydaje mi się, że to chyba zależy od charakteru, taka szklanka do połowy pusta i pełna. Ja nauczyłam się utrzymywać w sobie coś podobnego do "efektu Pollyanny"- bo po prostu w moim wypadku się to sprawdza. Cieszę się każdą okolicznością i każdym zdarzeniem, z każdego coś dla siebie wyłuskam. Nie rozumiem ciągłego wybiegania w przyszłość, zamartwiania się hipotetycznymi wydarzeniami, które mogą nigdy nie nastąpić- mamy nieskończenie wiele wariantów przyszłości, dlaczego dla nas właśnie miałby się spełnić taki najgorszy? Nie rozumiem też osób, które oceniają, czy ktoś ma prawo wyrażać szczęście, czy nie. ( Chcesz być nieszczęśliwy- to sobie bądź, ale czemu zmuszasz innych do swoich poglądów?)
Nie zauważyłam też ani u osób z pracy, ani wśród rodziny jakiegoś przesadnego zamartwiania się czy nieszczęścia. ( Być może dlatego, że zazwyczaj otaczamy się ludźmi podobnymi do nas, więc i znajomych mam z takich, co to "będzie dobrze").
Samego zarażenia też się nie boję- czytam sporo, wiem, że to nie do końca jest tak , że koronawirus zabija wszystko co się rusza. Wręcz przeciwnie- realnie współczynnik śmiertelności jest niski, wysokie jest natomiast R0, które powoduje wysoką zakaźność. Więc wniosek jest oczywisty- każdy prędzej czy później się z nim zetknie. A stres obniża odporność, wolę więc ją wzmacniać robiąc coś dla siebie- zioła, wit.D, wit z grupy B i A i sporo uśmiechu. ( Wiem, że powinnam się bać, bo należę do grupy najwyższego ryzyka, ale jakoś nie potrafię - może dlatego, że co ma być, to będzie?.) Nie popadłam w paranoję, nie zabetonowałam się, chodzę na dłuuugaśne spacery, zachowuję środki ostrożności.

I jestem szczęśliwa. Jak większość znajomych, z którymi rozmawiam.

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku