Forum dyskusyjne

Czuję się zagubiona..

Autor: Lukash96   Data: 2020-01-04, 10:14:12               

Cześć wszystkim! 😉

Piszę do Was w bardzo ważnej dla mnie sprawie, bardzo dużym problemie osobistym mojej dziewczyny. Wiem że ona potrzebuje pomocy, ma ogromny problem z samoocena i akceptacją siebie. A ja chcę jej pomóc jak najlepiej i nie odpuszczę do tego żeby stało się coś złego.
Na początek pozwólcie, że opiszę jej wątki z życia, które mogą pomóc zrozumieć sytuację . Postaram się krótko.

Poznałem ją 4 lata temu, podczas imprezy sylwestrowej ze znajomymi. Była wtedy niezbyt pewną siebie kobietą, miała 20 lat. Dużo analizowała, czuła się niepewnie w gronie większej liczby ludzi. Nie znając jej jeszcze nie zauważyłem że trzeba dość uważać na zarty/sugestie na temat wyglądu, zachowania. Mimo wszystko dobrze nam się rozmawiało i od imprezy, rozmawialiśmy codziennie , spotkaliśmy się kilka razy, po miesiącu zdecydowaliśmy się być ze sobą, czym wyciągnąłem ją również z toksycznej relacji z starszym o kilka lat facetem który ją wykorzystywał mącąc jej w głowie.
Poznając ją poznałem również jej historię życia. Rodzice rozwiedli się gdy miała około 2 lat. Dzieciństwo miała ciężkie, w domu często brakowało pieniędzy, matka krzywdzila ją mnóstwo razy swoim zachowaniem. Nie dawała jej wsparcia, zrozumienia. Od małego była oceniana, matka docinala jej z błahych powodów, że źle się ubiera, że źle wygląda, że jest zamulona. I to od najmłodszych lat, podstawówki. Do tej pory czasami wspomina historie gdy tylko raz zniszczyła przez przypadek kurtkę i mocno się jej dostało. Rozliczania z ocen, czasami bita przez nią za złe oceny. Alimenty które ojciec płacił na nią były w całości przejęte przez matkę. Jakikolwiek oszczędności miała od swoich dziadków którzy jej pomogli ile mogli. Chodząc do szkoły była ciągle kontrolowana przez swoją rodzicielke w zły sposób, aż do końca liceum. Z wiekiem sugestie, upomnienia, kłótnie, krzyki rosły. Miała co raz gorzej aż do czasów studiów, kiedy rozpoczynając je w końcu dostała alimenty na swoje konto po tym jak pierwszy raz w życiu skontaktowała się z tatą i wszystko mu wygarnela. Oczywiście matka zrobiła jej o to taką jazdę i takie słowa padły że sobie nie wyobrażacie. W domu zawsze była porownywana do swojej siostry starszej, nazwijmy ją J, której dziadkowie oplacili studia, a mimo to zaraz po nich pracowała sprzedając chemię na targu, więc i pieniądze miała dla siebie i z nikim się nie dzieliła,nie pomagała w domu . Wracając do porównań mam na myśli to, że nawet gdy wychodziły do kościoła w niedzielę, matka potrafiła ją skrytykwac za wygląd, powiedzieć że 'nigdzie z taką ślamazarą nie idzie', że jej siostra potrafi się ubrać nie to co ona, nie raz udowadniała że się jej po prostu wstydzi. Ogrom okropnosci krótko mówiąc. J miała pieniądze bo pracowała, a ona siłą rzeczy nie mogła ich mieć będąc 15-16 latką. Sama za to miała dużo ciężej bo dziadkowie zmarli i nie mógł jej nikt pomoc poza alimentami i stypendium. Gdy sam zacząłem studia, a ona była już po 1 roku, zamieszkalismy razem i byłem dla niej wsparciem. Mieszkanie we 2 zawsze jest tańsze więc miała lżej, pomagałem w zakupach i w wielu sprawach codziennego życia,czesto sobą nadkładając. Co tydzień zjezdzalismy w swoje rodzinne strony, gdzie co weekend działy się jakieś chore akcje w jej domu. Będąc nawet na studiach, biorąc alimenty i stypendium, musiała dawać mamie cześć pieniędzy (około 1/4 dochodów) bo inaczej nie miałaby wstępu do domu ani rodziny. Starałem się jej uświadomić że rodziny się nie wybiera i wcale nie musi jeździć tam tylko po to żeby dawać pieniądze i swój wolny czas i jeszcze mieć kłótnie, żale, upokorzenie-co weekend. Mimo wszystko za każdym razem rozmawiając o tym, często płacząc z bezsilności, decydowała się na powroty tam z tego powodu że nikogo innego nie miała i że 'rodzina' mimo wszystko jest ważna. Podczas świat co roku jej mama panikowala, zawsze w tym czasie brakowało pieniędzy więc siłą rzeczy zawsze dała jej swoje drobne oszczędności. Często to ona podczas tej całej paniki ogarniała całe sprzątanie domu słuchając żali, kłótni, wszystkiego co złe. Miała naprawdę przekichane w życiu, nikt z nas na pewno nie chciałby tak mieć.

Wyjechaliśmy niedawno za granicę w celu znalezienia lepszego zycia, odcięcia się od toksycznych spraw. Mimo odległości problemy z rodziną nie ucichły zbytnio, matka dziewczyny nadal daje się mocno we znaki. Często narzeka, nadaje na całą rodzinę, jeśli ze strony mojej dziewczyny usłyszy coś nie po myśli lub nie otrzyma jakiejkolwiek pomocy, potrafi nastawić rodzinę przeciwko niej. Mimo tego że najwięcej pomaga, zawsze wysłuchuje, jest po prostu dobra, to traktowana jest gorzej od swojej starszej, niezaradnej siostry która jest stawiana na piedestale a chyba tylko za wygląd, bo w domu totalnie nic nie pomaga, jakkolwiek, - również pracując za granicą.

Dużo bym tu jeszcze mógł dać przykładów, ale myślę że teraz już sytuacja w miarę zobrazowana.

Pomagam jej jak tylko mogę, ma we mnie duże wsparcie w każdej dziedzinie życia. Mimo to w ostatnim czasie zaczęło się trochę między nami psuć, trochę większa ilość kłótni niż zwykle. Czasami sam, jak każdy, powiem coś niestosownego z tzw. automatu i odbiera wszystko zbyt mocno i ciężko ją uspokoić. Wiem że kilka razy sam mocno dałem plamę i staram się naprawić swoje błędy. Widzi że czasem nieświadomie zbyt często się czepia i nienawidzi się za to, a w ostatnim czasie doszło to do tego stopnia że chce abym znalazł sobie kogoś lepszego bo ona na mnie nie zasługuje. W tym problem że ja chcę jej pomóc z tego wszystkiego wyjść i nie zostawiać jej samej. Tym bardziej żyjąc za granicą.

Nigdy nie broniłem jej kontaktów z facetami, na ' normalnym ' poziomie. Nie ograniczam jej w tej sprawie. Zauważyłem że pisze z innymi znajomymi z przeszłości (głównie faceci) i również im się żali. Zauważam że tacy czasami mocniej na nią działają niż ja, choć sam czasem widzę jak ich wypowiedzi wyglądają, a wyglądają często słabo. Mam wrażenie że nie działam zbyt mocno choć moje wypowiedzi i sugestie, wsparcie są naprawdę duże i trafne (wiem to bo pytałem już sam innych doświadczonych ludzi czy postępuje słusznie).

Jej problem wyglada następująco. Przez to wszystko nie akceptuje sama siebie, nienawidzi siebie, nie potrafi się odnaleźć, często nie widzi sensu w swoim życiu. Bardzo często zraża się do ludzi, łatwo się dystansuje i sporo błahych problemów, niedomówień z ludźmi analizuje zbyt mocno. Bardzo często płacze. W ostatnim czasie nagromadzilo się więcej złych sytuacji niż zwykle i potrafi sugerować że nie chce już żyć, nikomu nie jest potrzebna, wzbudza tylko problemy, ma dość siebie, bez niej świat byłby lepszy itp..

Jak można pomóc takiej osobie? Wiem, że nie dam rady z tym sobie sam dlatego proszę o pomoc Was. Pozdrawiam serdecznie.

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku