Forum dyskusyjne

Przeczytaj komentowany artykuł

RE: Czym jest uzależnienie od drugiej osoby?

Autor: matylda   Data: 2009-10-23, 21:52:04               

Ponownie dziękuję.
Zgadzam się z Tym co napisałeś w 100%, co rzadko mi się zdarza (to znaczy te 100 %:)

Nie rozumiem tylko, dlaczego napisałeś:
"Mam nadzieję, że cokolwiek to rozjaśnia (choć wątpię)."

To znaczy w co wątpisz? W zrozumiałość Twojej wypowiedzi? :) Czy w moją umiejętność zrozumienia?:); zresztą nieważne, tak się tylko droczę...
Myślę (bez samo-pochlebiania sobie:), że jednak zrozumiałam wszystko. Nawet ten fragment:
"przestanę się oszukiwać i będę krytyczny wobec siebie, a jednocześnie bardziej pobłażliwy wobec tego co narobiłem i najzwyczajniej sobie wybaczę.... (to brzmi jak lekki paradoks, ale wbrew pozorom nim nie jest)."

Ja mam z tym właściwie duży problem - tzn. łatwiej byłoby mi znaleźć kozła ofiarnego (np. w postaci byłego partnera) i widzieć w nim jedyną przyczynę moich niepowodzeń. Niestety, szybko uświadomiłam sobie, że takie oszukiwanie najbardziej szkodzi mi. Jednocześnie, z nadejściem świadomości, że jestem sama odpowiedzialna za moje działania i zaniechania i że nie ma nikogo, na kogo tą odpowiedzialność da się zrzucić, przyszło jeszcze gorsze - nie umiem sobie przebaczyć. Nie umiem być pobłażliwa wobec samej siebie. Innym wybaczam ot tak. Wybaczam, pomagam, rozumiem. Sobie nie potrafię.
Dlatego wiem, że trzeźwa ocena własnej osoby to nie to samo, co nieustanne wyrzucanie sobie błędów i brak umiejętności potraktowania ich jak pożyteczną naukę i ludzkie błądzenie.

Przyczyny pozostawania w toksycznym związku, które wymieniłeś są jak najbardziej trafne. I powiem szczerze, aczkolwiek ciężko mi to idzie, ja też z ich powodu trwałam w moim związku. Mam na myśli wszystkie łącznie, bo wydaje mi się, że najczęściej są one w mniejszym lub większym stopniu ze sobą powiązane. Ale o dziwo, po rozstaniu, kiedy jedna po drugiej zaczęły znikać - tzn. poczułam, jak były irracjonalne, dotarło do mnie coś znacznie gorszego. Mimo tego, że już się nie boję, akceptuję samotność i doskonale sobie radzę to i tak tęsknię i chyba kocham (?) tak samo jak wcześniej. Być może jeszcze po prostu nie wyleczyłam się. Ale czasami nachodzi mnie myśl, że związek to taka mieszanka tych wszystkich uczuć - odrobina lęku, przyzwyczajenia, uzależnienia i oczywiście dużo miłości, żeby to przezwyciężyć.

Powód, dla którego Twoja znajoma nie chciała iść do terapeuty może być bardzo prosty do wytłumaczenia. Jeżeli żyje się w nieszczęśliwym związku, to dla zdrowia psychicznego buduje się dookoła siebie mur, otoczkę - bajkę, w którą wierzy tylko ofiara. Im dalej i gorzej, tym mur dłuższy i grubszy. Twoja znajoma pewnie głęboko w duszy bardzo wstydzi się doznanych upokorzeń. Ale jeszcze bardziej boi się, że będzie musiała w końcu zburzyć tak pieczołowicie stawiany mur.

pozdrawiam
M.


Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku