Forum dyskusyjne

Przeczytaj komentowany artykuł

RE: GG o miłości. Jak przeżyć rozstanie?

Autor: Tear   Data: 2008-02-03, 17:51:54               

Witajcie.
Przeczytałam bardzo uważnie wszystkie posty. I chce Wam w skrócie opisac to co ja przeszłam....
Moje małżeństwo miało być oazą spokoju...a okazało si, że było wrotami do piekieł.
Mam 45 lat...po 23 latach wydawać by się mogło wspaniałego małżeństwa..pewnego dnia w skrzynce na listy zobaczyłam pozew o rozwód...bez zadnego uprzedzenia...awantur...zaniemówiłam...konsternacja..koszmar..po trzech dniach bezustannego płaczu, nieprzespanych nocy...w sstanie przedzawałowym, pod tlenem... pogotowie na sygnale zzabrało mnie do szpitala...serce odmówiło pposłuszeństwa..ledwie mnie odratowali..czasem załuję, że im się to udało..
Później było tylko gorzej..tabletki, tabletki, tabletki..nasenne przeplatane uspakajającymi...i misternie zaplanowane najgorsze rozwiązanie..misterny pla opracowany w szególach...z detalami...droga pełana samochdów i Ja.....
Tylko w przebłyskach swiadomości moje dziecko...jego istnienie trzymało mnie przy zyciu.. Nie jadłam, nie sprzatałam mieszkania, nie wyprowadzałam psa na spacer..chciałam tylko spac..i zniknąć najlepiej z tego świata. Późiej rozprawa sądowa, podział majątku, ogromny kredyt aby spłacić ex-a....
Zyję z olówkiem w reku...mam 10 złotych na dzień...inaczej nie dam rady...nie wystarczy na prad, opłatę mieszkkania, na ratę....
I sny...co noc budziłam sie zalana łzami..bo śnił i się ON. DAwne czasy, ze mnie przytula i mówi, że rozwód to tylko zły sen...całuje mnie, przytula...widziałam tak wyraźnie jjego twarz....zaczełam łykać podwójne ilości proszków...czasem popijałam je..niestety nie herbatą...
Płakałam...wszystko we mnie drgało...nie byłam w stanie funkcjonować...L4, goniło L4....
Gdy nie mogłam sie uspokoić...siadałam w kucki w kącie mieszkania, gasiłam światło..i płakałam...
Przez pół roku nie włączałam radia, telewizora...zastanawiam sie sama..jak to przetrwałam...jak przezyłam...
ZNów pojawiło sie pogotowie..znów serce nie wytrzymało...
Dostałam skirowanie do psychologa....zupełnie nic mi to nie pomogło. BYłam na 3-ch sesjach...psycholog tylko słuchał..ja mówiłam...i płaciłam....
Doszłam do wniosku, że nie ma to sensu...zaczełam w domu mówić...do mojego psa. Siadałam na podłodze, on naprzeciwko mnie....
I mówiłam..i płakałam...a on z policzków zlizywał mi łzy....to był przełom...zrozumiałam, że jest ktoś..komu jestem potrzebna...to banalne...bo był to pies...ale od tego czasu zaczełam walczyś ze sobą..O SIEBIE...
W czerwcu tego roku...miną 2 lata od sprawy rozwodowej...oglądam TV, słucham radia,, w ubiegłe wakacje byłam 2 razy sama na rowerze...zaczełam od miesiąca chodzić do Fitnesu...biegam na bieżni...cwiczę...
On mi się już nie śni tak czesto..a jesli...widzę go jak we mgle....i już nie płaczę..
Tylko ta pustka..gdy wracam sama do domu...nie mam dla kogo przygotować obiadu...pustka...to teraz jest najgorsze.
BArdzo pomogła mi tez książka o depresji..
Ale jestem juz zupełnie innym człowiekime. Nie ufam nikomu..nawet "Przydrożnemu drzewu".....
K.

Odpowiedz


Sortuj:     Pokaż treść wszystkich wpisów w wątku